Z tym psem można wyruszyć na koniec świata

CHARLIE BROWN I JEGO KOMPANIA (Race for your Life, Charlie Brown). Realizacja: Bill Melendez. USA, 1977.

Podobno sympatyczny Snoopy jest także w Warszawie i spaceruje sobie wraz ze swą małą właścicielką po Dolnym Mokotowie. Znaczyłoby to, że sława sagi „Peanutsów" („Orzeszków", czyli „Maluchów") dotarła również i nad Wisłę, a Charles Schulz, autor jednego z najsłynniejszych amerykańskich komiksów (od 1950 roku ponad 900 gazet w Stanach zamieszcza zawsze cztery prostokąty jego rysunków o przygodach Charliego Browna, Linusa, Sally, Lucy, psa Snoopy i ptaszka Woodstocka), był u nas znany, zanim pojawił się w Polsce pełnometrażowy, barwny, rysunkowy film Billa Melendeza „Charlie Brown i jego kompania", stanowiący ekranową adaptację „Peanutsów''.

Saga „Orzeszków" ma swoje opracowania monograficzne, swoich wielbicieli, interpretatorów i apologetów. Robert L. Short poświęcił jej książkę „Ewangelia według Peanutsów". Jego zdaniem, głosicielem prawdy i zasad moralnych jest dzisiaj właśnie Schulz. Francuski eseista Claude Roy powiada, że „Peanutsy" należą właściwie do poważnej amerykańskiej literatury, a nie do kultury masowej. Kultura masowa głosi bowiem pochwałę sukcesu, przebojowości, zasady konkurencji. Miernikiem sukcesu są pieniądze. Natomiast bohaterowie Hawthorne'a, Hemingwaya, Faulknera, Salingera, Bellowa, Philipa Rotha, Kurta Vonneguta i Schulza bardziej cenią sobie (zgodnie z formułą Henry Jamesa) „interesującą porażkę od nieciekawego sukcesu".

Sukces „Peanutsów" uwieńczył dzieło konsekracji komiksów, tych pogardzanych „cartoon strips" (nazwa angielska) czy „bande dessinées" (nazwa francuska). Jacques Sadoul, komiksowy erudyta (wydał niedawno książkę „Panorama komiksów", w której omawia dwieście najsłynniejszych komiksów z różnych krajów), przypomina, jak jeszcze po ostatniej wojnie wzbraniano francuskim dzieciom i młodzieży tego typu lektur. Były zakazane nawet w czasie szkolnych pauz. Uważano bowiem, że z małych czytelników komiksów wyrosną wielkie bałwany. Jean-Paul Sartre przepowiadał w 1947 roku na łamach „Les Temps Modernes", że „komiksowcy" niechybnie pozostaną analfabetami zdolnymi najwyżej do sylabizowania reklam. Gdy jednak w roku 1961 pismo „Fiction" opublikowało artykuł na temat przedwojennych „rysunkowców”, okazało się, że czytali je niemal wszyscy: znani filmowcy, pisarze, rysownicy, lekarze, bankierzy, politycy, i niebyli to ludzie o kompromitującym poziomie intelektualnym. Dorośli założyli klub komiksowy, który szybko stał się poważnym Ośrodkiem Badań nad Graficznymi Formami Literackimi. O komiksach zaczęły pisać najpoważniejsze pióra. Na Sorbonie powstała katedra wiedzy o komiksach, zaczęto je analizować jak dzieła sztuki, pojawiły się komiksy awangardowe (specjalizuje się w nich francuskie pismo „Harakiri"), hermetyczne, przeznaczone dla wyrafinowanych intelektualistów. W okresie studenckiej kontestacji ściany amerykańskich uczelni obwieszone były gazetkami pełnymi komiksów, przede wszystkim spod znaku horroru. Narodził się, także w Stanach Zjednoczonych, komiks pod firmą Underground, wykorzystujący dla wyostrzenia akcentów politycznych hiperrealizm i doświadczenia amerykańskiego nowego kina.

Charlie Brown nie należy do buntowników i kontestatorów. Jest niepoprawnym niezdarą, przegrywającym wszystkie mecze baseballu, mimo zasobów najlepszej woli (w komiksie Schulza), i sfrustrowanym, że nie posiada żadnych cech przywódcy (w filmie Melendeza). W swym ekranowym wcieleniu nigdy nie może dostać się do autokaru, którym podróżuje na skautowski obóz jego kompania. Film Melendeza jest bowiem opowieścią o wyprawie Charliego, jego kolegów i koleżanek. Te jedenastolatki, mimo że prowadzą zwykłe dziecinne życie, nie są wolne od frustracji i przywar dorosłych, ich egoizmu, kalkulacji, braku lojalności, skłonności do kłótni. Trzydziesto-, czterdziesto- czy pięćdziesięcioletnie dzieci bawią się ich przygodami, smakują dowcip i pomysłowość Snoopy'ego i Woodstocka, pękają ze śmiechu, gdy „Orzeszki", czyli po prostu „Maluchy", rozstrzygają najdrobniejsze nawet sporne kwestie metodą nieustannych, demokratycznych tajnych głosowań i referendów. Tyle tylko, że owi dojrzali wiekiem widzowie śmieją się w istocie z samych siebie, swych skarykaturowanych, ale celnie podpatrzonych zwyczajów, instytucji, absurdów dorosłego życia.

Nasze pierwsze spotkanie z filmowymi „Peanutsami" jest nieco rozczarowujące. Tyle się o nich czytało i słyszało, że ekranowe portrety „Maluchów" wydają się bledsze od oryginalnych, to znaczy komiksowych. Nawet słynny Snoopy posiada niewiele cech kundla-filozofa, którym to mianem ochrzczono go na podstawie komiksowego wcielenia. Jeździ natomiast z niebywałą fantazją na wspaniałym motocyklu, ratuje przysypanego śniegiem maleńkiego ptaszka Woodstoeka, dzięki któremu drużyna Charliego Browna wygra regaty wioślarskie i zwycięży drużynę zadufanych w sobie „Byczków”.

Może następne spotkania z bohaterami Schulza i Melendeza (ta scenopisarsko-reżyserska spółka zrealizowała jeszcze dwa inne filmy) pozwolą lepiej poznać słynnych „Maluchów". Na razie potraktujmy „Charliego Browna i jego kompanię" jako wprowadzenie do pełnego fantazji i dowcipu świata popularnego komiksu.

Maria Oleksiewicz