Sztuka socjalistycznej prawdy

Pierwszym warunkiem twórczości artystycznej jest temat — i to nie tylko warunkiem „mechanicznym", który wskazuje np. architektowi charakter projektowanego obiektu: gmach ministerstwa oświaty czy kościół, mauzoleum czy kino, osiedle robotnicze czy jednorodzinna willa. Temat narzuca również rygory kompozycyjne, określa wyraz artystyczny i stanowi o wartości ideowej dzieła sztuki. W przedstawieniach Państwowego Moskiewskiego Teatru Dramatycznego pod kierownictwem artystycznym Mikołaja Ochłopkowa (nb. nagrodzonego Premią Stalinowską w br. za świetną kreację filmową Komisarza w „Opowieści o prawdziwym człowieku") temat spełnia jeszcze jedną rolę, mianowicie znaczy drogę rozwoju radzieckiej dramaturgii. A także jej niewątpliwe zdobycze.

Rzetelne na ogół omówienia poszczególnych pozycji repertuaru naszych radzieckich gości w prasie codziennej i tygodnikach literackich uwalniają mnie od obowiązku szczegółowego recenzowania każdej sztuki z osobna i pozwalają ograniczyć krąg rozważań do zagadnienia postawionego na wstępie. To właśnie zagadnienie wydaje mi się istotne dla sztuki socjalistycznej, która powinna oddziaływać nie tylko doskonałością artystyczną, lecz także wagą problematyki i bezkompromisowością ideologiczną. Przypomnijmy jednak tytuły sztuk zaprezentowanych przez teatr Ochłopkowa: „Pies ogrodnika" Lope de Vegi, „Tania" Arbuzowa, „Wiosna w Moskwie" Gusiewa, „Wielkie dni" Wirty, „Młoda Gwardia" Fadiejewa i „Sąd Honorowy" Sztejna. Pięć sztuk pisarzy radzieckich, z których każda wprowadza nowe wartości ideowo-artystyczne, świadczące o tym, że wołanie o nowe tematy, nowe konflikty i nowych bohaterów, nie jest głosem wołającego na puszczy, lecz posiada swoje głębokie uzasadnienie i jest w pełni realizowane. Na czymże polega owo — tak frapujące nas — novum radzieckiego teatru? Odpowiedź na to pytanie dają trzy spośród wymienionych sztuk, dość dalekie od konwencjonalnych zasad sceniczności: „Wielkie dni", „Młoda Gwardia" i „Sąd Honorowy".

Trzeba dodać, te oprócz wyrazu teatralnego znalazły one również wyraz filmowy, co jest bardzo znamiennym podkreśleniem fabularnych walorów tych sztuk. Przypatrzmy się im nieco bliżej.

Akcja „Wielkich dni" Wirty łączy kilka odcinków frontu pod Stalingradem z ośrodkiem dyspozycyjnym na Kremlu. Prawa scenicznego czasu i przestrzeni dyktuje tu rzeczywistość, nie podręcznik estetyki. W ciągu trzygodzinnego z górą spektaklu mieliśmy okazję kontrolowania tych wszystkich gigantycznych wydarzeń, które decydowały o losach wojny i świata. Epopeja stalingradzka — potężny żywioł walki i niezachwianej wiary w zwycięstwo — to temat trudny dla filmu, a — zdawałoby się — niemożliwy wprost do przedstawienia na scenie. A jednak?

„Młoda Gwardia" nastręcza realizatorom podwójną trudność. Podobnie jak w „Wielkich dniach", tak i tu epicki charakter tematu ignoruje zupełnie „klasyczne" zasady wszelkich jedności. W przeciwieństwie zaś do sztuki Wirty, przeróbka sceniczna tej niesłychanie popularnej w Związku Radzieckim powieści Fadiejewa (osnutej zresztą na autentycznych faktach) nie mogła wyeliminować gatunkowych właściwości pierwowzoru. Mimo wszystko proza artystyczna i dramat posługują się innymi językami. Ale również w tym wypadku teatrowi udało się przedstawić bohaterską walkę komsomolców Krasnodonu z hitlerowskim okupantem w sposób plastyczny i przekonywający dramatycznie.

Obie te sztuki uchyliły rąbka tajemnicy warsztatu teatralnego Mikołaja Ochłopkowa, nie dało się ukryć w nich środków, jakimi posługiwał się inscenizator w realizacji scenicznej tych obrazów świeżej jeszcze historii. Natomiast „Sąd Honorowy" to już „normalny" dramat, różniący się jednak nie tylko od dramatu mieszczańskiego, lecz także anonsujący przejście radzieckiej dramaturgii na dalszy stopień rozwoju. Konflikt jednostki spłata się w nim ze sprawą całego narodu: życie sowieckich ludzi pokazano w artystycznym kształcie.

Wspomniałem już, że wszystkie trzy utwory zostały sfilmowane (ujrzymy je pewnie wkrótce na naszych ekranach), co najlepiej uzasadnia „filmowość" ich tematyki. Kryje się ona — jak sądzę — we właściwościach realizmu socjalistycznego, a więc stylu radzieckiej sztuki, który interpretuje byt jako dzianie się, jako twórczość, której „celem jest — jak mówi Gorki — nieprzerwany rozwój indywidualnych cech człowieka, umożliwiających mu odniesienie zwycięstwa nad silami przyrody, ratowanie zdrowia i życia, osiągnięcie szczęścia na ziemi, którą w ciągłym dążeniu naprzód pragnie uszlachetnić własna pracą, jak najpiękniejszy dar ludzkości, jednoczącej się w jedną rodzinę". Trzeba jednak natychmiast dodać, że owa „filmowość" omawianych sztuk nie uzewnętrznia się w wyświetleniu fragmentów filmu na ekranach mapy świetlnej w „Wielkich dniach" czy też na płótnie horyzontu w „Młodej Gwardii". Film był w obu tych wypadkach użyty jako element dekoracyjny, który podkreślał rysunek miejsca i tło rozgrywającej się akcji. Ale ciągła zmiana tego miejsca, oparta o obroty rotacyjnej sceny lub kapitalny skrót przesłuchiwania w „Sądzie Honorowym", akcentujący nabrzmiewanie ruchu wskazówek zegara, który — jak w filmowym zbliżeniu — wydobyty został świetlnymi kleszczami punktowego reflektora — oto środki, będące wynikiem doświadczeń X Muzy.

Wreszcie zespół aktorski. Jego poziom określają nazwiska znane nie tylko ze sceny, ale również z ekranu: Swierdlin, Chanow, Samoiłow, Tołmazow, Babanowa, Raniewska, Karpowa — pamiętacie? Mniejsza zresztą o nazwiska. Aktorzy Moskiewskiego Teatru Dramatycznego stworzyli postacie porywające, żywe, tętniące wewnętrznym przekonaniem w reprezentowaną przez siebie prawdę i wiarę w jej ostateczne zwycięstwo.

BOGDAN BUTRYNCZUK