Co nam dał rok 1948

Rok ubiegły należał do zupełnie już uporządkowanych pod względem rozpowszechniania filmów na polskich ekranach. W pewnym stopniu uprzywilejowane miasto Łódź, dzięki stosunkowo większej ilości ekranów niż w innych miastach Polski, miało bardzo interesujący i zróżnicowany program filmowy. W Warszawie powstał tak samo jak i w ubiegłych latach znaczny zator, który nie da się uniknąć, póki nie zostaną zbudowane nowe kina. W przeglądzie retrospektywnym zastanowimy się raczej nad filmami dobrymi, celowymi z punktu widzenia społecznego, nad tymi, które łatwo wskażą nam wytyczne na rok obecny.

Cenne pozycje

W repertuarze ubiegłego roku mamy do zanotowania kilkanaście bardzo cennych pozycji. Ważne jest tutaj jedno zastrzeżenie ogólne. Na nasze ekrany przychodzą filmy z rozmaitych lat, począwszy od roku 1932, skończywszy na 1948. Omawiając te filmy tak jakby były najnowszymi dziełami kinematografii, moglibyśmy zupełnie fałszywie ocenić dzisiejszy stan rozwoju sztuki filmowej w niektórych krajach.

Widzieliśmy np. trzy wybitnie interesujące filmy amerykańskie o podłożu społecznym, filmy nie rewolucyjne wprawdzie, ale mobilizujące opinię społeczną. „Mr. Smith jedzie do Waszyngtonu" Cepry, „Zielona dolina" Forda i „Myszy i ludzie" Milestona. Nieuświadomiony widz mógłby sądzić na tej podstawie, że hollywoodzcy reżyserzy mają prawo swobodnego wypowiadania się. Tymczasem umiejscowienie tych filmów w czasie (pierwszy 1939, drugi 1941) wskazuje na to, że powstały one w okresie pełnego rozkwitu „New Dealu" i rooseveltowskiej polityki współpracy międzynarodowej.

Znaczna większość produkcji amerykańskiej ma charakter zbliżony do filmów sensacyjnych w rodzaju „Casablanki" lub psychopatycznych jak „Gasnący płomień", w których eksploatuje się szczery i wielki talent Szwedki, Ingrid Bergman.

Takiej samej eksploatacji talentów podlegają artyści brytyjscy, jak np. Greer Garson, którą w ostatnim filmie zmuszono do tańca na linie (moda na filmy cyrkowe) i Laurence Olivier, wspaniały twórca „Henryka V" i „Hamleta", który w Ameryce nieuznany jako reżyser mógł tylko świetnie zagrać banalną rolę w „Pogoni za mężem".

Mniej więcej to samo da się powiedzieć o filmie włoskim. Dzisiaj dochodzą do nas czołowe filmy włoskie, szczególniej godne uznania dzieło Aldo Vergano „Słońce wschodzi" i mobilizujący opinię film „Dzieci ulicy" — oba datują się z lat 1945/6. Wskazują one na silne powiązanie tematyczne filmu włoskiego z ludem, z dążeniami klasy robotniczej do przemian społecznych, wykazują nienawiść do faszyzmu. Ale filmy te także niestety już należą do historii — krótkiej i ciekawej — włoskiego odrodzenia filmowego. Dziś i tam Amerykanie położyli swą ciężką rękę. Ilościowo powstaje wiele filmów, ale o ich jakości nie wiele niestety da się powiedzieć, mimo wysiłków Viscontiego czy de Santisa.

Ze współczesnej kinematografii, z produkcji 1948 roku, jedynie film radziecki dał nam filmy, których scenariusze wykazywały troskę o dobro, o poziom moralny człowieka, o rozwój gospodarczy, a oprawa artystyczna wykazywała pełne zrozumienie realizmu socjalistycznego.

Do tych filmów obok „Pieśni tajgi", wielokrotnie omówionej przez całą prasą polską, zaliczyć należy twórczy film młodzieżowy „Czerwony krawat" i doskonały film dla najmłodszych dzieci „Uczennica I a", wreszcie trylogię o Gorkim realizacji Marka Dońskiego.

W końcu roku ukazał się z dawna oczekiwany „Aleksander Newski", ballada historyczna Eisensteina, dzieło harmonizujące tak trudne style filmowe, jak realizm historyczny z poetyczną legendą o księciu Aleksandrze Newskim — obrońcy ludu.

Jeszcze jedna kinematografia dała nam dzieło społeczne wartościowe, chociaż w początkowych partiach scenariusza nieco naiwne i w wykonaniu nierówne. Mam na myśli czeską „Syrenę" Stekly'ego, film o tworzeniu się świadomości klasy robotniczej przed wiekiem.

Inne, interesujące filmy

Z dzieł, które nie mają znaczenia wychowawczego, ale które ze względu na pełne pietyzmu odtworzenie utworów klasycznej literatury, wyróżniły się wśród masy filmów zdecydowanie słabych, należy wymienić dwie transpozycje filmowe powieści Dickensa. „Nicholas Nickleby" (Cavalcantiego) i „Wielkie nadzieje" (Leona). Szczególniej ten drugi film stanowi popis umiejętnego odtworzenia obrazu społeczeństwa brytyjskiego, widzianego oczyma znakomitego pisarza i wzmocnionego o środki filmowe zbliżone do doskonałości.

Dwa filmy czeskie: „Przeczucie" ze wzruszającą Nataszą Tańską — zwróciły na siebie uwagę krytyki.

Najsmutniej zaprezentowała się w tym roku kinematografia francuska z interesującą formalnie, ale tematycznie ckliwą „Symfonią pastoralną" na czele. Zaliczona przez krytyków francuskich do rzekomej nowej awangardy „Skradziona sława" zawiodła oczekiwania, gdyż film okazał się w koncepcji banalny, w wykonaniu zawodny mimo udziału Fernanda Ledoux i Jeana Marais.

Nie mamy tu miejsca na omówienie filmów słabszych, zdecydowanie złych lub na szersze zastanowienie się nad najcelniejszymi osiągnięciami. Rok 1948 byt interesujący i pouczający. Rok 1949 niesie nam około 150 nowych filmów, wśród których czekają nas dzieła bardzo interesujące, potwierdzające w znacznej mierze tezy wysunięte w tym artykule.

Leon Bukowski