Na Łąkowej

Łódzka Wytwórnia Filmów Fabularnych powstała w 1945 roku, kiedy to Czołówka Filmowa Wojska Polskiego przejęła halę sportową w Parku im. Poniatowskiego w Łodzi, adaptując ją do potrzeb produkcji filmowej - czytamy w informatorze o wytwórni. Z tamtego okresu pozostała hala zdjęciowa nr 1 - właśnie owa dawna hala sportowa. Reszta powstała później, w trakcie rozbudowy. Wybudowano cztery dalsze hale, wydział obróbki taśmy, studia dźwiękowe, pomieszczenia wydziałów produkcyjnych, magazyny, rekwizytornie i garderoby aktorskie.

Dzisiaj wytwórnia widziana od zewnątrz - to nowoczesna architektura, zagospodarowany teren wokół budynków. W pierwszej chwili przypomina raczej ośrodek naukowy niż ,,fabrykę snów”. Fabrykę bo trudno mówić inaczej przy tysiącosobowej załodze reprezentującej 65 zawodów.

Wnętrze głównego budynku podtrzymuje pierwsze wrażenie - nowoczesności i przestrzeni. Duży hol, przestronna stołówka, spore pomieszczenia produkcyjne. „A przecież dusimy się z braku przestrzeni - mówi dyrektor Piotr Holweg - i chociaż mamy już gotowe plany dalszej rozbudowy, będzie to możliwe dopiero za kilka lat, kiedy otrzymamy obiecane nam tereny przylegające do wytwórni”. Tymczasem, i tak, powstaje największa liczba filmów Polsce: w roku 1977 - 15 filmów fabularnych dla kin, 52 odcinki seriali i filmy telewizyjne.

Trafiliśmy do wytworni w momencie wyjątkowym: latem, mimo że realizowanych jest jednocześnie osiem filmów, nie czuje się tu tłoku. Wszystkie ekipy pracują w terenie. Chwilowo puste są więc hale zdjęciowe, chwilowo puste pomieszczenia produkcyjne, w wydziale budowy dekoracji panuje cisza, jedynie kilku stażystów z Liceum Plastycznego, odbywających w wytwórni praktykę, wykonuje jakieś proste elementy scenograficzne.

Podobnie dzieje się i na wydziale dźwiękowym, który chlubi się tym, że należy do najlepszych tego typu obiektów w Europie. Studia umożliwiające nagrywanie dźwięku z 32 taśm jednocześnie, wyposażone w system stereofonii sześciokanałowej, stoją opustoszałe, chociaż jak zapewnia kierownik tego obiektu - inżynier Józef Bartoszewski - wykorzystywane są w 80 procentach, podczas gdy na świecie jedynie w 40. Tylko w jednym studiu trwa nagrywanie dźwięku do filmu Juliana Dziedziny „Umarli rzucają cień”. Na podobną chwilę ciszy natrafiamy w wydziale techniki zdjęciowej. Stoi tu czeska maszyna VAB-1, mogąca wywołać 2300 m taśmy pozytywowej na godzinę. W sąsiednim pomieszczeniu pracuje Fotomech - maszyna produkcji angielskiej, wyposażona w krajowe urządzenie do odzyskiwania srebra i zapewniania stałego dopływu utrwalacza. Zastępca kierownika wydziału - inżynier Marek Pawiński - prezentuje działanie najnowszego, montowanego właśnie nabytku: elektronicznego analizatora barw umożliwiającego wprowadzenie korekty w proces pozytywowy.

We wszystkich niemal zwiedzanych działach natykamy się, obok urządzeń importowych, na urządzenia zaprojektowane w wytwórnianym biurze konstrukcyjnym i tu wykonane. Urządzenia skomplikowane - jak maszyny wywołujące, latarnie do kopiowania filmów w systemie addytywnym i głowice pod kamery zdjęciowe. „Wykonujemy różne zadania - mówi kierownik placówki, inżynier Stefan Szulc - najczęściej są to rozwiązania problemów rodzących się z potrzeb produkcji. Może to być zaprojektowanie prostego mieszalnika wody do maszyny wywołującej, jak i gruntowna przebudowa przestarzałych urządzeń, które trzeba zmieniać w rezultacie zmian technologicznych, zachodzących w procesie powstawania filmu”.

Obok problemów technicznych, problemów braku miejsca pod rozbudowę - i te są najważniejsze - wytwórnia ma również kłopoty z kadrami. „50 procent pracowników - oświadcza dyrektor Holweg - ma staż pracy powyżej 15 lat, zaś największą płynność kadr obserwujemy wśród ludzi młodych, rozpoczynających pracę. Tych z długoletnim stażem pracy ubywa, przechodzą na emeryturę, a na ich miejsce coraz trudniej znaleźć nowych. Niestety, pod względem zarobków nie jesteśmy konkurencją dla przemysłu, czy budownictwa”. Na brak nowych pracowników wpływają nie tylko zarobki, lecz również fakt, że w tej pracy spędza się poza domem nieraz i 10 miesięcy w roku. Kierownictwo wytwórni stara się zrekompensować swoim pracownikom te niedogodności dbałością o sprawy socjalne. Na terenie „fabryki snów” znajduje się kilka nieźle zaopatrzonych bufetów, stołówka. W okresie urlopowym do dyspozycji pracowników stoi kilka ośrodków wypoczynkowych, nowo otwarty, wybudowany własnymi siłami wytwórni ośrodek kolonijny o wysokim standardzie. Widać troskę o to, żeby stworzyć w pracy atmosferę współodpowiedzialności za wygląd i funkcjonowanie wytwórni, żeby mogła stać się drugim domem dla pracowników.

Andrzej Wojnach