Julia

Jeden z najciekawszych filmów amerykańskich roku 1977 zrealizował twórca ponad 70-letni, któremu wielokrotnie przepowiadano już kres kariery. Fred Zinnemann, reżyser „W samo południe", „Oto jest głowa zdrajcy", „Dnia Szakala", nakręcił „Julię" trochę w stylu Josepha Loseya. Delikatny rysunek psychologiczny, skomplikowane charaktery kobiece, wrażliwość na walory plastyczne krajobrazu, operowanie światłem w sposób podkreślający romantyczny nastrój opowieści, to wszystko jest bardzo odległe od surowych, męskich pejzaży zinnemannowskich westernów i filmów sensacyjnych. Tym razem stary mistrz robił film o sprawach najważniejszych dla niego, więc cały swój kunszt włożył w ten obraz ewokujący czasy jego młodości.

Fred Zinnemann nie miał 30 lat, kiedy emigrował z Wiednia do Stanów Zjednoczonych w pierwszej fali europejskich artystów uchodzących przed hitlerowskim terrorem. „Julia" ukazuje to, przed czym on i tylu innych musieli uciekać.

Drugim i równorzędnym współtwórcą tego filmu jest Lillian Hellman, która od wielu lat jest żywą legendą Hollywood. W pierwszej połowie lat trzydziestych zdobyła rozgłos znakomitymi sztukami teatralnymi, m.in. „Godzinami dzieci" i „Małymi liskami"; wszystkie jej dzieła sceniczne zostały przeniesione na ekran. Była ulubioną scenarzystką Williama Wylera, który sfilmował w latach 1935-43 cztery sztuki Lillian Hellman, w tym „Małe liski" (Bette Davis stworzyła tam najlepszą kreację swego życia). W 1969 r. ukazały się pamiętniki pisarki, a w 1973 zbiór sześciu autobiograficznych opowiadań zatytułowany „Pentimento". Właśnie z tego tomu scenarzysta Joseph Sargent wziął opowiadanie „Julia". To historia długoletniej przyjaźni Lillian Hellman z dziewczyną, przyjaźni, która głęboko naznaczyła całe jej życie.

Julia i Lillian poznały się w dzieciństwie. Julia pochodziła z bardzo bogatej rodziny, wychowywała się w luksusie, miała otwarte przed sobą wszystkie drogi, ale w jej charakterze nie było nic z egoizmu i rozkapryszenia panienki z dobrego domu. Zafascynowana problemami społecznymi, ogromnie inteligentna, apodyktyczna w swych sądach, wybrała studia socjologiczne i psychologiczne w Oxfordzie, a potem w Wiedniu, u Zygmunta Freuda. Julia wywierała przemożny wpływa na Lillian, której dzieciństwo i młodość upłynęły na nieustannej walce pomiędzy ślepym uwielbieniem dla przyjaciółki i próbami wyzwolenia się spod tej dominacji. W rezultacie poszukiwań własnej drogi życiowej Lillian postanowiła zostać pisarką. Początki ułatwił jej kontakt z pisarzem Dashiellem Hammettem, którego towarzyszką życia była przez ponad 30 lat.

W filmie są dwa interesujące motywy: burzliwe dzieje przyjaźni dziewczynek, dziewcząt, potem kobiet, z których każda jest oryginalną i silną indywidualnością oraz równie doskonale namalowany obraz związku Lillian z Hammettem, jej opiekunem, przyjacielem, przewodnikiem, mistrzem i bezlitosnym sędzią pierwszych prób literackich.

Ale zasadniczy temat filmu jest inny. Podczas studiów w Wiedniu Julia wiąże się ze środowiskami antyfaszystowskimi, prowadzącymi nierówną walkę z brunatnym terrorem. Są to lata rządów kanclerza Dollfussa, okres narastania faszyzmu, który doprowadzi do włączenia Austrii do III Rzeszy. Julia pada ofiarą napaści bojówki faszystowskiej na uniwersytet, traci nogę. Lillian nie ma z nią kontaktu, przebywa w USA, zdobywa rozgłos. Na Broadwayu wystawiono „Godziny dzieci" i „Małe liski", jest bogata, krąży między Paryżem, Londynem. Riwierą, otoczona interesującymi ludźmi i tłumem wielbicieli. Wtedy właśnie przychodzi wieść od Julii: jest w Berlinie, bez reszty włączyła się w ruch antyhitlerowski. Korzystając z podróży Lillian do Moskwy prosi, by przewiozła do Berlina 50 tysięcy dolarów na pomoc dla prześladowanych antyfaszystów i Żydów. Lillian mimo grożącego niebezpieczeństwa - sama jest przecież Żydówką - decyduje się zostać kurierem. Ostatnie spotkanie z Julią odbywa się w berlińskiej piwiarni podczas krótkiego postoju pociągu. Nie zobaczą się więcej. Julię zamordują hitlerowcy.

Zinnemannowi udało się wiernie i bardzo sugestywnie ukazać atmosferę Niemiec pod rządami hitlerowców, słabość, bezsilność i determinację nielicznych antyfaszystów - i obojętność Zachodu. A osiągnął to metodą hitchcockowskiego wręcz suspensu!

„Julia" jest nowym słowem w zachodniej sztuce filmowej właśnie dlatego, że mówi o obojętności, o odpowiedzialności intelektualistów, przemysłowców, polityków - jasno i bez niedomówień. Jest przyznaniem się do winy za zlekceważenie ostrzeżeń, za niezrozumienie groźby, którą był Hitler dla świata, za zaślepienie i zadufanie w sobie. Na takie słowo czekali bardzo długo ci, którzy tak wierzyli w humanistyczne wartości zachodnich demokracji i tak gorzko się na nich zawiedli.

Lillian Hellman ma pełne prawo, aby mówić prawdę swym kolegom intelektualistom. Po śmierci Julii włączyła się w nurt antyfaszystowskiej walki. Z Hemingwayem pisała komentarz do „Ziemi hiszpańskiej" Jorisa Ivensa. A w 1952 roku wraz z Dashiellem Hammettem stanęła przed komisją badania działalności antyamerykańskiej i nie załamała się. Nazwisko jednej z największych scenarzystek w dziejach Hollywood na 14 lat znikło z czołówek filmów. Teatry nie wystawiały jej sztuk. Dopiero w 1962 roku przywrócono jej prawa obywatelskie. Wyler zrobił wówczas drugą wersję jej „Godzin dzieci", a ona sama napisała swój ostatni scenariusz - do „Obławy" Arthura Penna.

Film „Julia" jest teraz jednym z najpoważniejszych kandydatów do „Oscara" jako najlepszy film roku.

Oskar Sobański

JULIA, reż. Fred Zinnemann, Wielka Brytania - USA.