Ludzie i wilki

SZARY OKRUTNIK (Lutyj). Reżyseria: Tolomusz Okiejew. Wykonawcy: Sujmenkul Czokmorow, Kambar Walijew i inni. ZSRR, 1973.

Byłoby zupełnie do przyjęcia, gdyby radziecki film „Szary okrutnik” otrzymał inny tytuł, mianowicie „Zew krwi”. Dość liczne, choć nie zamierzone pokrewieństwa z opowiadaniem Londona są oczywiste. Tu i tam rzecz dzieje się w podobnie surowej scenerii: Kirgizji i Północy. W wątkach narracyjnych pierwszoplanowe potraktowanie wilka i psa oraz ich związku z ludźmi. Wreszcie motyw „zewu krwi”.

Są też różnice — podstawowe. London antropomorfizuje psa, to znaczy obdarza go psychiką, która w pewnych pasmach wzorowana jest na ludzkiej. Wilk Okiejewa jest tylko wilkiem, istotą z innego wymiaru biologicznego, psychicznego i gromadnego niż człowiek. London ukazuje północ jako obszar ekspansji; to okres zagospodarowania, dopiero po nim nastąpi krystalizacja formacji społecznych i kulturowych.

Mieszkańcy kirgiskiej wioski są spadkobiercami wielowiekowych tradycji: rodzimej historii i kultury, swojej zbiorowości, zawodu i islamu. Wrośnięci w pejzaż, poddani rytmowi pór roku i pogody, tworzą przerasowaną nawet społeczność; zbliża się czas Wielkiej Rewolucji.

Ale najważniejsze: u Londona osią opowiadania jest pies. Ludzie stanowią tylko niezbędny suplement dramaturgiczny, tak czy inaczej regulującą siłę. W filmie Okiejewa nie ma takiego związku. Między ludnością pastersko-myśliwską a przyrodą panuje — jeśli tak wolno powiedzieć — koegzystencja naturalna i pierwotna. Próba oswojenia wilczka przez sześcioletniego chłopca narusza ów „układ”. Nie chodzi zresztą o samą tresurę i jej wynik; ten da się z góry przewidzieć. Motyw wilka wśród ludzi jest pewnego rodzaju metaforą, także czynnikiem skalującym i probierczym — porównawczą miarą działań jednostkowych i zbiorowych reakcji. Praw, które rządzą tą społecznością. Realistyczna opowieść przemienia się w ludową biblię.

Film Okiejewa jest okrutny. Nie w znaczeniu formalnym, do jakiego przyzwyczaiło nas kino krwi, bólu, gwałtu seksualnego i innych aktów przemocy. W „Szarym okrutniku” są tylko dwie ostre sceny: bójka i atak wilka na chłopca. Ale film jest okrutny, bo ukazuje surowość egzystencji, jej biologiczne uwarunkowania — życie jako walkę o byt. Jak ogień, który grzeje, lecz także spala; jak woda, która ożywia, lecz także topi.

Już pierwsze sceny, jakże naturalne i oczywiste, są syntezą i symbolem wydarzeń. Stary pasterz i myśliwy wykurza wilczycę z nory, wygarnia do saka wilcze szczeniaki i sprawnym ciosem między uszy pozbawia je życia. Czyni to bezosobowo i beznamiętnie, ot tak, jak się wyrywa chwasty, bo trzeba. Chłopiec prosi o darowanie jednego szczeniaka, gdyż chce go oswoić; stary, acz niechętnie, zgadza się. Wie, że z wilczego miotu nie wyrośnie nic dobrego. Potem następuje znakomita scena polowania z birkutem. Skrzydlaty drapieżnik ślizgowym lotem zbliża się do upatrzonej zwierzyny. Gdy ją nakryje czarny cień, będzie to cień śmierci.

Jeśli relacje ludzie — zwierzęta są i dokumentalnym opisem, i równocześnie metaforyczną parabolą, właściwy punkt ciężkości spoczywa gdzie indziej. „Szary okrutnik” wywołał w Związku Radzieckim żywiołową dyskusję. Czy ludzką społecznością też rządzą wilcze prawa? Jak głęboko sięga ingerencja wychowania? Co w konkretnym przypadku znaczy postępować dobrze, a co źle?

Film daje bogaty materiał w tym względzie, ale rzeczywiście niejednoznaczny. Poza chłopcem wszystkie postacie są zbudowane w pełnej gamie, od bieli do czerni. Stary opiekun powiada wręcz: najpierw bij, a gdy powalisz — przyjdzie czas na ustanawianie racji. Chłopca chce wychować jak najlepiej, na mocnego człowieka, który da sobie radę w życiu, ale jego program pedagogiczny ponosi fiasko. Sam narusza podstawowe prawo pasterskie — kradnie owce, ale są to owce beja, miejscowego bogacza. Myśliwy Hasan, do którego chłopiec ucieka, głosi co innego: w życiu trzeba się liczyć z ludźmi i swoje cele podporządkować celom ogólnym. Jednak Hasan ma także swoją przeszłość; jest byłym więźniem poszukiwanym przez policję za wywrotową działalność. Jeśli nawet jego działalność była słuszna, postępował poza prawem i na przekór niemu. Wreszcie bej; z jednej strony jest reprezentantem klasy uciskającej, z drugiej — rzecznikiem akceptowanej przez społeczność hierarchii.

Obraz prawdziwy choć skomplikowany. Dynamiczny w akcji, o pięknej fotografii, nasycony autentyzmem i bez jakichkolwiek fałszów. Okiejew prostymi scenami opowiedział przejmującą historię, w której zachował mądrość ludu i przenikliwość artysty. Film jest okrutny, jak okrutne bywa życie i sztuka, lecz daje materiał do refleksji, która — nawet wbrew widzowi — dotrze do samego rdzenia mózgu.

ALEKSANDER LEDÓCHOWSKI