Muzyka instruktorem wzruszeń

W ostatnim numerze „Gazety Filmowej" ukazał się bardzo interesujący artykuł Jerzego Broszkiewicza na temat sprawy dźwięku (naturalnego i muzycznego) w nowoczesnym filmie beletrystycznym. Zasadniczą myślą autora jest stwierdzenie, że słyszalność ruchu jest równie ważna dla jego przedstawiania i charakterystyki, jak widzialność. A dalej: słyszalność ruchu organizuje w obserwatorze szereg przeżyć, których widzialność zorganizować nie potrafi.

Faworyzowanie obrazu na niekorzyść strony dźwiękowo-muzycznej — twierdzi Broszkiewicz — powoduje zubożenie filmu o jak najbardziej istotne środki wyrazu. Film jest wielopłaszczyznowym dziełem sztuki — jedną z owych płaszczyzn, równie ważną jak inne, jest tzw. sfera zjawisk słuchowych. Toteż konstruując dzieło filmu nie możemy zwracać uwagi jedynie na układ całości widzialnej. Miarą jego wartości artystycznej będzie także układ całości słyszalnej — i, oczywiście, wzajemny stosunek obu tych układów. Stosunek nie dyktowany złymi tradycjami ani obyczajem posuwania się wzdłuż linii najmniejszego oporu. Decydować tu musi bowiem wyobraźnia wszechstronna, żarliwa, odkrywcza.

Pisząc gdzie indziej o tych sprawach — dodaje Broszkiewicz — nazwałem muzykę instrumentem wzruszeń. Oznacza to, że muzyka jest najlepszym wywoływaczem pewnych określonych przeżyć uczuciowych — najlepszej może nie w sensie jednorazowego wybuchu emocji, lecz w sensie utrwalania określonych stanów „poetyzowania ich", nadawania im smaku wzruszeń artystycznych.

Należy bowiem pamiętać, że choć ekran wywołuje w widzu bardzo nawet silne napięcie, to są to jednak przeżycia krótkotrwałe — od sceny do sceny i od obrazu do obrazu. Tymczasem musi się dbać także o jakąś generalną linię wzruszeń, którą „ma wywołać dzieło filmowe — o jakiś wspólny jego emocjonalny mianownik. I tu właśnie leży właściwy sens udziału muzyki w filmie. Nie ma ona bowiem być ilustratorem, elementem podrzędnym i zbywanym. Pulsując w dalszych lub bliższych planach słyszenia winna konsekwentnie wytwarzać i podsycać w widzu ten właśnie klimat uczuciowy, który jest dominantą dzieła filmowego.