Charlie Chaplin — niebezpieczny cudzoziemiec

Charlie Chaplin skończył parę tygodni temu sześćdziesiąt lat. Prasa filmowa, i nie tylko prasa filmowa, poświęciła z tej racji żywemu symbolowi kinematografii wiele ciepłych i rzewnych stów. Pisma wspominały z łezką wzruszenia, jak to w zamierzchłych czasach przed pierwszą wojną światową rozpoczynał swą błyszczącą karierę — skromny music-hallowy clown. W tym chórze komplementów i pochwał zabrakło jednak głosu Ameryki. Chociaż Chaplin jest współtwórcą amerykańskiej kinematografii i dzięki niemu w dużej mierze Hollywood stał się filmową stolicą, nie uważały za stosowne tygodniki i dzienniki wydawane w Stanach Zjednoczonych pomówić o największym spośród żyjących aktorów i twórców X Muzy na zachodniej półkuli. Zamiast kwiatów i gratulacyj —przygotowano bohaterowi „Gorączki złota" i „Dyktatora" inny prezent — projekt ustawy w Senacie, przewidujący przymusową deportację Mr. Chaplina, jako uciążliwego i niebezpiecznego cudzoziemca.

16 kwietnia rb. obchodził Mr. Charlie Chaplin urodziny, w dziesięć dni później — na plenarnym posiedzeniu Senatu — przedstawiciel Okręgu Waszyngtońskiego Harry P. Cain, członek Partii Republikańskiej, oświadczył, że bez żadnej wątpliwości na podstawie ustawy o „uciążliwych i niebezpiecznych obcokrajowcach", prokurator będzie mógł zażądać przymusowego usunięcia aktora Chaplina z terytorium Stanów. Pan Cain (nomen omen) podkreślił, że działalność Chaplina jako obrońcy komunistycznych organizacyj jest powszechnie znana. Dramatycznie zabrzmiały słowa Senatora, że „gościnność Stanów Zjednoczonych ma swoje granice" i że tolerancyjne stanowisko władz wobec wywrotowych knowań Anglika Chaplina musi się skończyć. Ustawa wniesiona przez Senatora McCarrana z Nevady ma specjalne zastosowanie do skomunizowanego Zachodniego Wybrzeża (czytaj Hollywood), co potwierdzili w swych przemówieniach inni mężowie stanu z demokratycznym senatorem O'Connorem z Mary Cand na czele.

Biedny Charlie Chaplin! Tyle milionów dolarów pozwolił zarobić przemysłowcom filmowym i sławę Ameryki rozniósł po całym świecie, a dziś okazało się, że jest wywrotowcem i wrogiem „demokracji". Jakież są zbrodnie Chaplina, dlaczego zasłużył sobie na taką nienawiść polityków, senatorów i posłów, redaktorów pism i leaderów patriotycznych organizacyj?

Rejestr przestępstw świetnego aktora i reżysera jest długi. Ilekroć miał miejsce konflikt między światem postępu i wstecznictwa, Chaplin — wbrew Trumanom i Marshallom dziś, a Hardingom i Hooverom wczoraj — deklarował głośno i odważnie swój udział w obozie rozsądku, prawdziwej demokracji, prawdziwej wolności i pokoju. Czy można przejść do porządku dziennego nad radiowym apelem, wystosowanym w pamiętne dni czerwca 1941 r., kiedy Hitler napadł na Związek Radziecki?

Przypomnijmy sobie słowa Chaplina: „Witam Cię, Związku Radziecki, podziwiam walkę, którą prowadzisz w imię Wolności. Witam Was, ludzie radzieccy! Wy jesteście natchnieniem „szarego człowieka". Witam Cię, Rosjo, albowiem nic nie zdoła Cię wstrzymać na drodze postępu, nic — nawet faszyzm z całą swą zwierzęcą nienawiścią, z całą swą zorganizowaną brutalną przemocą nie zdoła Cię pokonać". Cóż w tym dziwnego, że senatorowi Cain nie w smak poszły słowa prawdy i że stara się dziś zagłuszyć ich brzmienie, żądając deportacji Chaplina.

Wielkim grzechem, śmiertelną zbrodnią w oczach obrońców „ładu" i „porządku" w Stanach Zjednoczonych jest walczyć o pokój. Jakże mógł Chaplin zadeklarować swój udział w światowym Kongresie Pokoju w Paryżu? Jakże mógł pozwolić sobie na wysłanie depeszy, w której oświadcza: „Jestem szczęśliwy, że mogę przyłączyć się do legionu pragnących pokoju i uczciwości na całym świecie. Chcę, aby moje nazwisko zostało umieszczone w Międzynarodowym Komitecie Łączności Zwolenników Pokoju". Teraz już jest jasne, dlaczego demokratyczni i republikańscy senatorzy domagają się wygnania Chaplina ze Stanów Zjednoczonych. Ten człowiek jest groźnym wywrotowcem — chce walczyć o utrzymanie pokoju.

Oryginalny prezent na 60-lecie. Inny podarunek natomiast szykuje mistrzowi filmu francuskie Stowarzyszenie Krytyki Filmowej, wysuwając kandydaturę Chaplina do nagrody pokoju Nobla. W liście oficjalnym, skierowanym do prezesa parlamentu norweskiego, przedstawiciele francuskiej krytyki oświadczają, że wypowiedzi pacyfistyczne twórcy „Dyktatora" i „Monsieur Verdoux" przyczyniły się do rozpowszechnienia na całym świecie idei drogich sercu Alfreda Nobla. Nie ma — zdaniem autorów listu — godniejszego kandydata do nagrody pokoju.

A więc z jednej strony — niebezpieczny cudzoziemiec, z drugiej kandydat do nagrody Nobla. Dwa prezenty na urodziny. Który z nich pierwszy doczeka się realizacji? Trudno być prorokiem, ale chyba ten złożony przez „amerykańskich wielbicieli". A nawet, co wydaje się wątpliwe — jeśliby iluzoryczny dosyć problematyczny zaszczyt przyznania nagrody przypadł Chaplinowi w udziale, nie zmieni to nastawienia do niego obecnych władców Ameryki. Prawdomówny i uczciwy artysta jest postacią wysoce niewygodną. Lepiej już niech ten „wywrotowiec" opuści miasto filmowe, które jest jego tworem... nie ma w nim dziś miejsca dla ludzi odważnych i bezkompromisowych.

JERZY TOEPLITZ