Filmy, które walczą o pokój

Filmy, które walczą o pokój

Jeden z najnowszych filmów radzieckich „Spotkanie na Łabie" reż. G. Aleksandrowa opowiada o wypadkach w pewnym niemieckim mieście na granicy stref okupacyjnych — radzieckiej i amerykańskiej. W filmie tym są dwie charakterystyczne sceny. W ostatnich chwilach wojny spotykają się na Łabie zwycięskie armie aliantów. Żołnierze radzieccy i amerykańscy przebywają rzekę wpław, padają sobie w objęcia, słychać wiwaty, okrzyki na cześć Stalina. Ten radosny moment zbratania się w chwili zwycięstwa prostych żołnierzy obu armii obserwują z mostu wyżsi oficerowie amerykańscy. Jeden z nich rzuca zdanie:

— Tak... to są najcięższe skutki wojny...

Film Aleksandrowa demaskując politykę amerykańskich kół rządzących i wojskowych ukazuje, jak mimo granicy dzielącej okupujące mocarstwa na terenie Niemiec rozwija się przyjaźń między dwoma uczciwymi ludźmi — oficerem radzieckim Kuźminem i amerykańskim, Hillem. Na przyjaźń tę krzywo patrzy amerykańskie dowództwo. Hill zostaje karnie odwołany do kraju. Przed odjazdem spotyka się jeszcze ze swym kolegą radzieckim.
 
Ostatnie słowa ich dialogu brzmią:

Kuźmin: — Do widzenia! Spotkaliśmy się jak sojusznicy, żyliśmy ze sobą jak sąsiedzi...
Hill: — Rozstajemy się jak przyjaciele.
Kuźmin: — Więc niech pan uczyni wszystko, byśmy w przyszłości nie spotkali się jak wrogowie!

Gdy mowa o filmach, które traktują o problemach chwili bieżącej, trudno o bardziej trafną i lapidarną charakterystykę dążeń obu obozów — jednego, reprezentującego sprawy pokoju, i drugiego, w którym coraz wyraźniej dojrzewa myśl nowej wojny.



Walka o utrzymanie pokoju w świecie trwa. Sity postępu jednoczą swe szeregi, by stawiać opór agresywnym dążeniom imperialistów, którzy prą do nowej wojny. Intelektualiści, pisarze, przedstawiciele różnych dziedzin życia kulturalnego i organizacji masowych, wszyscy ludzie dobrej woli, którym droga jest sprawa pokoju i zapewnienia ludzkości szczęśliwego życia, dali wyraz swemu gorącemu pragnieniu odwrócenia groźby nowej wojny na Światowym Kongresie Zwolenników Pokoju w Paryżu. Siły postępu mobilizują dziś wszystkie środki, by budzić świadomość społeczeństw, ukazywać im źródła zła, sens konfliktu między dążeniami mas ludowych i egoistycznymi interesami światowego kapitału. Jednym z tych środków jest film — sztuka najpopularniejsza, najbardziej dostępna i najsilniej przemawiająca do milionów odbiorców. 

Co czyni film dla sprawy pokoju, jaka jest jego rola w tej wielkiej akcji?

Zanim odpowiemy na to pytanie, cofnijmy się na chwilę o kilkanaście i więcej lat wstecz. I wówczas, gdy w pamięci dziesiątek milionów ludzi żyło jeszcze wspomnienie pierwszej wojny światowej a podnoszący głowę hitleryzm zaczynał dopiero swym cleniem przesłaniać horyzont Europy, dążenia pokojowe narodów zdawały się być dość silne, by zapobiec nowej wojnie. Pacyfistyczne hasła przewijały się przez prasę, znajdowały swe odzwierciedlenie w literaturze, były modne w filmie. Właśnie — tylko modne.

Począwszy od pamiętnego „J'accuse" Abla Gance'a, poprzez serię filmów w typie Remarque'a z głośnym na „Na zachodzie bez zmian" na czele, aż do psychologiczno-kameralnych dramatów w rodzaju „Człowieka, którego zabiłem" Lubitscha — pacyfistyczna tematyka przewijała się w filmach najwybitniejszych twórców międzywojennego dwudziestolecia. Filmy wojenne produkowali wszyscy — Francuzi i Niemcy, Anglicy i Amerykanie. Wszyscy też je chętnie oglądali. Ich twórcy naiwnie sądzili, te ukazując na ekranie wszystkie okropności wojny potrafią ją na tyle obrzydzić, iż w żadnym kraju nikt nigdy więcej jej nie zapragnie. Tak jak gdyby prosty widz kinowy wojny tej kiedykolwiek chciał.

Obraz wojny na ekranie byt powierzchowny: mówił tylko o wzajemnym mordowaniu się milionów zwykłych, niewinnych ludzi, nie odsłaniając natomiast jej kulis. Nie ujawniał sprężyn, które ku wojnie tych ludzi pchnęły i zmusiły do wzajemnej rzezi. Toteż producentem tych filmów mogły być śmiało i były wielkie koncerny filmowe w rodzaju niemieckiej „Ufy", popierane przez ciężki przemysł zbrojeniowy. Przez ten sam przemysł, który pomnożył swój kapitał na pierwszej wojnie a potem bogacił się przy Hitlerze.

Filmy pacyfistyczne nie mówiły nic o przymierzu kapitału z wybujałym nacjonalizmem, na którym wyrastał faszyzm, szykując się do podboju świata i nowych zbrodni. Te filmy nie mogły mobilizować widza przeciwko nikomu, mogły go tylko dezorientować i budzić nienawiść między narodami.

Dziś jesteśmy nie tylko bogatsi o doświadczenia drugiej wojny. Na sprawy wojny i pokoju potrafimy patrzeć z szerszej perspektywy, rzeczywistość uczy nas oceniać zjawiska w rozwoju historycznym, jako łańcuch logicznie powiązanych ze sobą przyczyn skutków. Znając skutki, tym natrętniej chcemy wykrywać ich prawdziwe przyczyny, starać się im zapobiec w porę, gdy nie jest jeszcze za późno. Dlatego też współczesny film antywojenny nie jest tylko mniej lub więcej sugestywną wizją nagromadzonych okropności, które każdy z nas niedawno przeżywał. Jeżeli ukazuje zbrodnie Oświęcimia i daje obraz zdziczenia, do jakiego może dojść istota ludzka, mówi wyraźnie, że wszystko to jest wynikiem pewnego systemu, że do zbrodni tej doprowadził faszyzm. Jeżeli wskrzesza obraz okupowanego Rzymu i mówi o ruchu oporu, wskazuje niedwuznacznie, z jakich formacji społecznych wywodzą się bojownicy o wolność narodu i jaką ideologię reprezentują; wskazuje, że właśnie tylko ta ideologia przedstawia sobą silę, która zdolna jest do bezkompromisowej walki z faszyzmem. Jeżeli mówi o przygotowaniach amerykańskich imperialistów do nowej wojny, nazywa ich po imieniu, demaskuje przymierze kliki kapitalistycznej z faszyzmem, jej żądzę panowania nad światem i walkę ze wszystkim co postępowe, prawdziwie demokratyczne i związane ze sprawą pokoju.

„Ostatni etap", „Rzym — miasto otwarte", „Spotkanie na Łabie" — to jakby trzy różne oblicza dzisiejszego antywojennego filmu. Nie jest przypadkiem, że wszystkie te filmy powstały w trzech różnych krajach — że pierwszy stworzyła odradzająca się kinematografia kraju demokracji ludowej, że drugi zrealizowano w krótkim okresie po wyzwoleniu, gdy pełen wiary w ideały demokracji naród włoski stanowił jeszcze o sobie, że trzeci — powstał w kraju zwycięskiego socjalizmu, który dziś stanowi ostoję światowego pokoju. Te filmy dowodzą wyraźnie, że granica pokoju i wojny nie przebiega między narodami i nie jest jednoznaczna z granicami państw, że wojna łączy się zawsze z pojęciem zagrożonego w swych interesach kapitalizmu a pokój z dążeniami mas pracujących całego świata. Budzić świadomość tych mas i mobilizować je do walki przeciwko wrogom pokoju jest dziś jednym z najważniejszych zadań filmu. Kinematografia radziecka zawsze tworzyła dzieła przodujące pod względem ideologicznym i artystycznym. Toteż zrozumiałym jest, że w najnowszych jej filmach idee pokoju dźwięczą szczególnie silnie. Jednym z nich jest właśnie wspomniany film reż. G. Aleksandrowa „Spotkanie na Łabie".

Film ten jak i inne, które walczą o pokój, nie są skierowane przeciwko narodowi amerykańskiemu, ani też przeciwko żadnemu innemu narodowi. Harry Smith z filmu M. Romma odkrywa prawdziwą Amerykę, Amerykę ludzi szczerych i uczciwych, Amerykę, która wraz z nami pragnie pokoju która wraz z nami i całym światem podnosi się do walki z Ameryką wielkiego kapitału, wyzysku, imperializmu i wojny.

Z. P.


Kino nie przeszkadza teatrowi. Rozmowa z artystami radzieckimi

Kino nie przeszkadza teatrowi. Rozmowa z artystami radzieckimi

Kierownik artystyczny Państwowego Moskiewskiego Teatru Dramatycznego, Mikołaj Ochłopkow, laureat nagrody Stalina, znakomity reżyser teatralny i aktor filmowy, jest zbyt zajęty, by można mu było zająć czas dłuższą rozmową. Poproszony o wywiad dla „Filmu", nie chce jednak odmówić, więc prowadzimy rozmowę stylem telegraficznym.

— Praca moja jest ściśle związana z kierownictwem teatru i reżyserią, muszę jednak znaleźć trochę czasu dla filmu. W wytwórni „Mosfilm" grałem w następujących filmach: „Lenin w Październiku" i „Lenin w 1918 r." reż. M. Romma rolę robotnika Wasila z przybocznej ochrony Lenina. W „Aleksandrze Newskim" reż. E. Eisensteina wystąpiłam w roli Waśki Busłaja, w filmie „Kutuzow" reż. Pietrowa grałem rolę gen. de Tolli, w filmie „Opowieść o prawdziwym człowieku" grałem rolę komisarza Worobiowa. Oto role, w których czułem się najlepiej.

Z moich reżysersko-teatralnych prac, polski widz widział „Wielkie dni" M. Wirty i „Młodą Gwardię" wg powieści A. Fadiejewa. Bardzo mnie cieszy, że wraz ze mną przybyli aktorzy Moskiewskiego Teatru Dramatycznego, którzy są znani z wielu filmów radzieckich wyświetlanych w Polsce. Przybyli m. in.: Lew Swierdlin, grający na scenie role: Generalissimusa Stalina w „Wielkich dniach", akademika Wierejskiego w sztuce „Sąd Honoru" A. Szteina, oraz komunisty Walko w „Młodej Gwardii", E. W. Samoiłow (Oleg Koszewoj w „Młodej Gwardii" i aspirant „Sądu Honoru"), który występuje w filmach od 1934 r., Faina Raniewska, która ma za sobą 20 filmów (m. in. rola Rozy Skorochod w „Marzeniu", żona inspektora gimnazjum w „Czlowieku z karabinem", M-me Loiseau w radzieckiej wersji „Baryłeczki", M. Sztrauch, który odtwarzał postać Lenina m. in. w filmie „Człowiek z karabinem" reż. Jutkiewicza, A. W. Lubimow brał ostatnio udział w fiknie „Sąd Honoru" reż. A. Rooma w roli Kurczatowa, B. N. Molidow znany z filmów „Walka trwa" reż. Żurawlewa „Dr. Kałużny" reż. E. Garyna, „Goal" reż. I. Zemgano.

— Szczęśliwy jestem, kończy rozmowę Ochłopkow, że mamy możność zetknięcia się ze społeczeństwem bratniego narodu polskiego, który w twardym codziennym trudzie wykuwa sobie lepsze życie w ustroju sprawiedliwości społecznej.

W zespole Moskiewskiego Teatru Dramatycznego, którego występy w Warszawie i w innych miastach Polski cieszyły się tak olbrzymim i zasłużonym powodzeniem, znajduje się paru wybitnych artystów filmowych. Na czoło wysuwają się: kierownik artystyczny Teatru, Mikołaj Ochłopkow, oraz dwaj artyści, osiągający znakomite wyniki zarówno w pracy teatralnej jak i filmowej. Są nimi: Lew Swierdlin i Eugeniusz Samoiłow.

Mimo wypełnionego do ostatniej minuty programu pobytu w Warszawie, Lew Swierdlin zgadza się od razu na udzielenie wywiadu „Filmowi". Rozmawiamy więc ze znakomitym aktorem radzieckim, laureatem premii Stalina, ludowym artystą Republik: Rosyjskiej i Uzbeckiej. Na scenie warszawskiej wryła się nam w pamięć rola Józefa Stalina, grana przez Swierdllina w sztuce Wirty „Wielkie dni".

— Warszawa i Polska znają pana przede wszystkim z roli fotografa Miszy Weinszteina w popularnym u nas filmie „Czekaj na mnie" — zagajamy rozmowę.
  
— Mówiono mi, że szedł u was także film „Przygody Nasreddina", grałem w nim tytułową rolę — odpowiada L. Swierdlin. — W filmie „Opowieść o prawdziwym człowieku" gram epizodyczną rolę instruktora lotnictwa. Do wybitniejszych moich ról filmowych należą: pułkownik japoński w filmie „Wołoczajewskie dni", generał Procenko w filmie „Dni i noce", będącym filmową epopeją Stalingradu. Ogółem grałem czołowe role w 18 filmach, w dziesiątkach innych — drobniejsze.

Wywiązuje się interesująca rozmowa o stosunku sztuki filmowej do teatralnej. Lew Swierdllin jest zdania, że grywanie w filmach bynajmniej nie przeszkadza artystom teatru. Przeciwnie — przynosi im wiele poważnych korzyści. Kino żąda od aktora drobiazgowego, całkowitego wykończenia wszystkich detali postaci, obrazu, sceny. Zbliżenie obiektywu do aktora, czyli tzw. „wielki plan", wymaga niezwykłej dokładności w grze, opracowania każdego najdrobniejszego nawet ruchu. Aparat utrwala przy zdjęciach z nieubłaganą precyzją nienaturalność w grze. W tych warunkach nawet wzięcie ze stołu pudełka od zapałek musi być dokładnie przemyślane i opracowane.

Korzyści z tego dla gry w teatrze? Film przyzwyczaja aktora do solidnej, drobiazgowej, przemyślanej pracy przy stwarzaniu obrazu scenicznego.

I jeszcze jedno. Próby w teatrze nad przygotowaniem jednej sztuki ciągną się przez dwa do trzech miesięcy. Jest czas na przemyślenie wszystkiego od początku do końca; całość rozwija się stale w chronologicznej kolejności poszczególnych scen w egzemplarzu sztuki. W kinie — bardzo często na początku nagrywa się sceny środkowe lub końcowe. Aktor filmowy musi więc być stale zmobilizowany, gotowy do zrealizowania wszystkich swych psychicznych czy technicznych możliwości. W każdej chwili musi sobie uprzytamniać: „Jak ja grałem, co zrobiłem w takiej a takiej scenie?" Musi z nieomylną pewnością użyć tych samych barw w zupełnie innym czasie i w odmiennych warunkach.

W filmie dźwiękowym, w miejsce aktorów posługujących się tylko mimiką, musieli zjawić się artyści władający słowem. Stąd też równoległa praca aktorów w teatrze i w kinie jest w ZSRR tak rozpowszechniona.

— Kino przynosi mi wiele zadowolenia — kończy rozmowę Lew Swierdlin. — Ma ono przewagę nad teatrem przez swą powszechność i masowość. W kinie oglądają stworzony przeze mnie obraz nie setki tysięcy, a miliony widzów. Film jest oknem na świat. Ułatwia porównanie i zbliżenie między narodami. Pamiętam owację w Moskwie dla Wandy Jakubowskiej na premierze „Ostatniego etapu". To był głęboko wzruszający film.

Rozmawiamy z kolei z Eugeniuszem Samoiłowem, laureatem premii Stalina, zasłużonym artystą Federacji Rosyjskiej. I on, podobnie jak Swierdlin, dzieli swą pracę aktorską między teatr i film. Dwie spośród trzech uzyskanych premii stalinowskich otrzymał za role filmowe. Młody artysta zajmuje dzisiaj czołowe miejsce w filmie radzieckim. Grywał zarówno w komediach („Cztery serca", „Miasto wroga"), jak i w wielkich obrazach historycznych (Lejtnant w „Admirale Nachimowie", rola tytułowa w filmie „Szczors"); w Polsce zdobył dużą popularność dzięki filmowi „O szóstej wieczorem po wojnie". Samoiłow grał poza tym jeszcze w wielu innych filmach radzieckich, m. in. w „Sądzie Honoru" tę samą rolę, którą odtwarza na scenie.

Artysta, błyskając w uśmiechu wspaniałymi zębami, mówi nam o rozwoju postaci radzieckiego młodzieńca na przestrzeni tych filmów, o których wspomnieliśmy wyżej. Dało by się je ułożyć pod tym względem w następującej kolejności: „Szczors", „O szóstej wieczorem po wojnie", „Cztery serca", „Jasna droga". Początkowo więc widzimy bohatera, wychowanego w ogniu Wojny Ojczyźnianej. Ukształtowały go wypadki wojenne. A później stopniowo wpływają na niego warunki i stosunki pokojowej pracy przy odbudowie i rozbudowie wielkiej socjalistycznej ojczyzny.

Na pytanie nasze E. Samoiłow odpowiada, że lekkie komedie radzieckie cieszyły się zawsze dużym powodzeniem na ekranach całego kraju. Od zagranicznych różnią się tym, że nawet lekka komedia filmowa jest zbudowana w ZSRR na określonej postawie ideowej. Rys ten zresztą występuje i w radzieckich sztukach teatralnych lżejszego rodzaju. Sztuka radziecka odrzuca hasło „zabawa dla samej zabawy". Publiczności radzieckiej nigdy nie przeszkadza zawarte w komedii filmowej ziarenko wychowawcze.

 — Jest rzeczą charakterystyczną — kończy rozmowę E. Samoiłow —że publiczności naszej nie podobają się komedie amerykańskie i zachodnio-europejskie, mimo ich zalet czysto technicznych.

Przyzwyczajona do czegoś innego, szuka i w kinie i w teatrze zawsze jakiejś pożywki umysłowej i duchowej.

JERZY KURYLUK 

Występom Moskiewskiego Teatru Dramatycznego w Polsce poświęcimy specjalny artykuł w następnym numerze.




Magazyn FILM: 8/1949 (64) Przeczytaj artykuł z tej strony