Agresja. Rozmowa z doc. dr. Adamem Frączkiem

Agresja. Rozmowa z doc. dr. Adamem Frączkiem

Doc. dr Adam Frączek — kierownik zespołu naukowo-badawczego psychologicznych mechanizmów agresji w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego.

• Może to nie wypada, ale wyznam na początku, że wybierając się do Pana jako specjalisty w dziedzinie badań nad psychologicznym fenomenem agresji, pragnąłem osiągnąć cel utylitarny, użytkowy. Chodzi o jasne i możliwie precyzyjne określenie skutków działania na psychikę odbiorcy fali okrucieństwa zalewającej sztukę Trochę już nas znużyły dyskusje, operujące faktami z drugiej ręki. Przechodząc zaś na grunt filmowej praktyki: taka odpowiedź byłaby bardzo ważna np. przy podejmowaniu decyzji o zakupach filmów. Wciąż nie ma jasności, czy „Bonnie i Clyde“ albo „Nędzne psy" grożą nam demoralizacją, czy też wręcz przeciwnie, powodują katharsis. Czy natężenie fali gwałtu i okrucieństwa w sztuce można wiązać ze zbrutalizowaniem obyczajów współczesnego świata? Czy sztuka jest taka, bo takie jest życie?

— Nie sądzę, aby pomiędzy rejestrowaną w niektórych krajach falą okrucieństwa, a wprowadzeniem tego rodzaju elementów do sztuki występowała prosta, bezpośrednia zależność. Nie jestem historykiem, ale wydaje się, że można znaleźć w historii, grubo wcześniej, okresy szczególnego natężenia zachowań aspołecznych, brutalnych, które jednak nie wzbudzały niepokoju opinii publicznej. Być może dlatego, że informacje o tych aktach nie były przekazywane do wiadomości publicznej w takiej skali i z taką szybkością, jak dzieje się to dzisiaj. Brutalne, nasycone szczególnym okrucieństwem walki plemienne toczyły się przed wiekami. Publiczne egzekucje, palenie na stosie, tortury stosowane przez inkwizycję — oto przykłady okrucieństwa. Także ruchy anarchistyczne z końca XIX wieku, objawiające się w zamachach, napadach z bronią w ręku, skrytobójczych mordach nie stroniły od bezwzględnej przemocy. Miało to zawsze jakiś szyld ideologiczny, ale fakty tej działalności kłóciły się bardzo wyraźnie z normami współżycia. Czy zatem rzeczywiście zasadne jest mówienie o zdziczeniu obyczajów we współczesnym świecie?

Wzrasta natomiast niewątpliwie społeczne zainteresowanie tego rodzaju zjawiskami oraz pojawiła się łatwość komunikowania, szybkość przekazu, koncentracja na tym przekazie. Koncentracja uwagi. Dziennikarz prasy komercyjnej znakomicie to wykorzystuje. To, co się dzieje w sztuce, przynajmniej w zakresie eksponowania aktów gwałtownych i brutalności, nie jest prostą konsekwencją życia społecznego, ani prostą relacją między tendencjami kształtującymi się w kulturze rozumianej jako kultura społeczna i życie społeczne, a tendencjami w sztuce, rozumianymi jako tej kultury określony wyraz. Treści w sztuce kierują się pewnymi prawami autonomicznymi. Akcentowałbym np. sprawę szukania odbiorcy, szukania takich form i treści, które z różnych powodów — między innymi dlatego, że nigdy nie występowały i są nowe — przyciągają ludzi; z drugiej strony są atrakcyjne, bo kiedyś zakazywane, itd. Ponieważ natężenie twórczości i informacji jest ogromne, konkretny przekaz czy dzieło sztuki musi się czymś wyróżniać, zwracać na siebie uwagę, przyciągać. Innymi, obok agresji, wrogości, gwałtu, przemocy, tematami eksponowanymi w literaturze i filmie są sprawy seksu oraz dewiacji psychicznych. Ale karierę robią także sentymentalne opowiastki w rodzaju „Love Story”.

• A relacja: dzieło sztuki — odbiorca? Jakie konsekwencje psychologiczne ma dla widza oglądanie w kinie lub ma ekranie telewizora aktów gwałtu, brutalności, okrucieństwa?

— Agresja na ekranie i w literaturze oraz jej konsekwencje to szczególny przypadek oddziaływania sztuki na zachowania społeczne ludzi, kształtowania ich postaw, przekonań, wzorów, czynności. Wszelkie formy pośredniego przekazu niewątpliwie wywierają wpływ na odbiorcę. Odpowiedzi na pytanie o to, w jakim stopniu tego rodzaju wpływy dają trwałe konsekwencje i poprzez jakie mechanizmy kształtują osobowość — mają charakter wysoce spekulatywny. Psychologowie znacznie więcej mają do powiedzenia o kreatywnej roli bezpośredniego otoczenia takiego jak rodzina, środowisko społeczne itp. W ostatnich kilkunastu latach podjęto również intensywne badania nad podniesioną przez Pana relacją: agresja na ekranie a rzeczywiste zachowanie. W tym zakresie najbardziej rozwinięte są prace prowadzone w Stanach Zjednoczonych. Dzieje się tak przynajmniej z dwóch powodów. Środki masowego przekazu rozwinęły się tam bardzo wcześnie i bardzo dynamicznie, a treści ze względu na szokowy charakter od dawna wzbudzały niepokój u przedstawicieli nauk społecznych, socjologów, psychologów, filozofów. Z drugiej strony obserwuje się gwałtowne natężenie aspołecznych form zachowania się, w szczególności w grupach dziecięcych i młodzieżowych, które wzbudzają popłoch opinii publicznej. Wiadomo, że programy filmowre i cykliczne telewizji amerykańskiej są bardzo nasycone treściami agresywnymi. Z różnych wyliczeń wynika, że w jednej godzinie programu telewizyjnego pokazuje się od trzech do ośmiu aktów brutalnych. Odbiór telewizji jest w Stanach Zjednoczonych niesłychanie powszechny. Z szacunków tamtejszych socjologów wynika, że 98,5% dzieci w wieku powyżej trzech lat spędza przy telewizorze średnio powyżej dwóch godzin dziennie. Jest to zatem oddziaływanie bardzo masywne, zgeneralizowane. Ktoś napisał, że w hierarchii czynności wykonywanych przez dzieci i młodzież amerykańską, na pierwszym miejscu znajduje się sen, a na drugim oglądanie telewizji.

• Jakie były te badania? Co z nich wynika?

— Pytano np. o to, czy dzieci identyfikowane przez swoje otoczenie jako bardziej agresywne od innych, częściej i dłużej oglądają telewizję, albo preferują programy o większym nasyceniu brutalnością. Wyniki okazały się dość jednoznaczne. Istotnie, taka zależność zachodzi. Ale badania typu korelacyjnego niewiele na dobrą sprawę wyjaśniają, mówią tylko o zachodzącym współwystępowaniu jakichś zjawisk. Nie wiadomo jednak, dlaczego ono występuje i co od czego zależy. Czy nie jest tak. że dzieci skądinąd agresywne preferują te programy telewizji, w których agresywności jest najwięcej? Czy też odwrotnie, intensywność oglądania tych programów powoduje przejmowanie wzorców zachowań agresywnych?

Żeby to ustalić, przeprowadzono badania próbując określić, co ponadto jeszcze te dzieci robią, jakie jest ich otoczenie. Szukano związków pomiędzy preferencją dla programów z dużym natężeniem agresywności a np. czynnikami socjokulturowymi, ekonomicznymi (dzieci z rodzin bogatszych, z rodzin uboższych), rasą. itd. Najogólniej mówiąc, stwierdzono występowanie pewnej prawidłowości. Istnieje związek między preferencją dla programów brutalnych, agresywnych i natężeniem takich postaw w życiu a poziomem życia ekonomicznego, prymitywizmem kulturowym, ubóstwem kulturowym środowiska. Socjologowi i psychologowie amerykańscy twierdzą, że chodzi tu o ogólne wzory kulturowe, które funkcjonują już w tym środowisku i które niejako automatycznie dają pierwszeństwo programom telewizyjnym bliższym mu pod względem rodzaju i form zachowań. Ponieważ jest to odbiorca powszechny, zaś programy dostosowuje się do gustów tych ludzi, tworzy się błędne koło. Skoro lubią to, czego się im dostarcza, to z kolei to, czego się im dostarcza, rozwija ich upodobania bardzo jednokierunkowo i bardzo specyficznie.

Z bardziej szczegółowych danych uzyskanych tą drogą wynika, że to czy i na ile dzieci przejmują pewne wzory agresywne, czy powielają pewne wzory w zabawie, zależy w dużym stopniu od nastawienia rodziców do programu i dziecka. Od tego, jaki jest związek takiego dziecka z rodzicami, na ile rodzice dopuszczają ten sposób zachowania się lub też na ile w swych postawach i przekonaniu są krytycznie ustosunkowani do proponowanych wzorów.

• Czy oprócz czynników typa socjokulturowego, o których tu mówimy, nie działają w człowieku żadne pierwotne mechanizmy psychiczne, niezależne od determinacji zewnętrznych?

— Prowadzono liczne badania eksperymentalne. Jednej grupie dzieci pokazywano obrazy o charakterze agresywnym, drugiej — o charakterze mniej agresywnym, badając konsekwencje. Otóż generalny wynik — są pewne wątpliwości co do szczegółów — okazał się jednoznaczny. Dzieci mają skłonność do przejmowania prezentowanych na ekranie wzorów agresywnych. Muszę jednak i w tym przypadku zawieść Pańskie nadzieje: ta jednoznaczność jest także po wielokroć złożona i uwarunkowana. Psychologowie rozwinęli koncepcję teoretyczną wyjaśniającą uczenie się przez obserwację. Powiadają, że człowiek kształtuje swoje sposoby zachowania się, postawmy, nawyki przez to, że widzi, jak zachowują się jego najbliżsi, otoczenie, rówieśnicy, a także jakie wzory funkcjonują w danej kulturze, w danym systemie społecznym. Musi więc pojawić się sama demonstracja tego, co ma być nauczone. Zaś to, czy pewne wzory zostaną przejęte, zależy od właściwości, atrakcyjności samej demonstracji, w naszym przypadku — od atrakcyjności programu telewizyjnego czy filmu. Bardzo ważne w przypadku dzieci było np. to, czy akt agresji na ekranie kończył się sukcesem czy karą. Sukces dawał większe prawdopodobieństwa naśladownictwa aniżeli przegrana i kara. Przyswajalność postaw zależy także w wielkim stopniu od podobieństwa pomiędzy sytuacją bohatera filmowego i odbiorcy. Chłopcy w znacznie większym stopniu przejmują wzory demonstrowane przez mężczyzn, dziewczynki — przez kobiety. Zatem treść, kontekst tego, co się prezentuje, ilość tego, co się prezentuje, miejsce, w którym się prezentuje, to wszystko ma znaczenie. Najatrakcyjniejsze są takie wzory zachowania, które mogą być przez dziecko natychmiast odtworzone. Takim spektakularnym przykładem było np. powodzenie serialu „Zorro”. Jednak takie bezpośrednie przejęcie wzorów zachowania nie zawsze i nie wszędzie musi mieć trwałe konsekwencje, ani — co ważniejsze — konsekwencje negatywne. Jest to czasami przejęcie tylko pewnych form aktywności, atrakcyjnych dla dziecka, aktywizujących dziecko, które powodują, że ożywia się zabawa. Wyniki badań odległych następstw przyjętych wcześniej wzorów postaw, ich konsekw'encji w dalszej perspektywie nie są bynajmniej jednoznaczne. Czy i na ile wpływy obserwowane doraźnie są trwałe, zależy już nie tylko od pokazywanych treści, ale i od właściwości odbiorcy, już ukształtowanych. W przypadku dziecka, które skądinąd ma rozwinięte fantazje agresywne i potrzeby agresywne, ślady są trwalsze. Ten trwały wpływ zależy więc od tego, do kogo trafiają bodźce. Wiadomo, że pewni ludzie są bardziej reaktywni, łatwiej następuje u nich pobudzenie emocjonalne, inni są mniej reaktywni i u tych konsekwencje są inne. Wszystko to jednak, a więc i skłonności emocjonalne, zależy w znacznym stopniu — o czym już mówiliśmy — od modelujących osobowość wpływów społeczno-kulturowych. Tak już jest, że naukowcy nie kwapią się do odpowiedzi jednoznacznych; ale też nie wszystkie mechanizmy rządzące przejmowaniem wzorów są do końca poznane. Powiadają raczej: jeżeli ogląda się powiedzmy filmy o treści agresywnej, a spełnione są pewne warunki, to daje to określone efekty, jeżeli warunki są inne, daje to odmienne rezultaty w nastawieniu i postawach odbiorcy.

• Czy nasycenie przekazu treściami agresywnymi nie może działać na odbiorcę terapeutycznie? W głośnej „Mechanicznej pomarańczy“ notorycznemu awanturnikowi i mordercy aplikuje się leczenie filmami najokrutniejszymi z możliwych, bo dokumentami zbrodni hitlerowskich, które musi oglądać przywiązany do fotela, unieruchomiony, z podpartymi powiekami, aby nie mógł zamykać oczu. Kuracja skutkuje, jego ośrodki agresji zostają skutecznie porażone.

— Sprawa to bardzo kontrowersyjna z punktu widzenia wiedzy psychologicznej. Chodzi tu o znane od starożytności zjawisko katharsis. Bywa także w psychologii rozmaicie rozumiane. Na przykład: jeśli człowiekowi znajdującemu się w stanie napięcia emocjonalnego, rozzłoszczonemu — czemu towarzyszą pewne zmiany psychologiczne i stan pobudzenia fizjologicznego — da się możliwość zachowania agresywnego, nawet pośredniego i symbolicznego, wtedy napięcie może spaść znacznie szybciej aniżeli wtedy, gdy zablokuje się mu możliwość wyżycia, wyładowania. Pewne badania potwierdzają tę prawidłowość. Ale jeśli da się temu delikwentowi możliwość agresji (niekoniecznie pobicia, ale np. zwymyślania), a następnie proceder ten zacznie się powtarzać, to początkowy efekt katarktyczny ginie, natomiast zaczynają się ćwiczenia w agresji, czyli pojawia się skutek dokładnie odwrotny od początkowego. I to jest jeden sposób rozumienia kafharsis: pewna aktywność w momencie pobudzenia emocjonalnego redukuje stan napięcia. Drugi sposób: człowiek ogląda akty agresywne, a więc wykonuje zastępczą czynność. Oczekuje się, że jeśli posiada potrzeby wyżycia się agresywnego — tak jak we wspomnianym przez Pana filmie — to nastąpi redukcja tych potrzeb. Ale w tym przypadku wyniki bywają jeszcze bardziej kontrowersyjne. Okazuje się bowiem, że zjawisko to zachodzi tylko w takim przypadku, gdy potrzeby wyżycia agresywnego funkcjonują w marzeniach i fantazji odbiorcy. Wówczas rzeczywiście może dojść do rozładowania tych potrzeb. Kiedy jednak rzecz dotyczy odbiorcy o stosunkowo słabo rozwiniętej sferze wyobraźni, ale za to brutalnego i agresywnego w życiu, to może nastąpić zjawisko stymulacji, dodatkowego pobudzenia tego człowieka do działań gwałtownych z wykorzystaniem w praktyce oglądanych uprzednio na ekranie form agresji. Mamy tu zatem do czynienia z efektem potęgującym a nie redukującym potrzeby agresywne. Co więcej, efekty katarktyczne mają charakter chwilowy i doraźny. Rozładowują napięcie tu i teraz. Natomiast bardzo wątpliwe jest, czy mogą modyfikować potrzebę zachowania się agresywnego, ukształtowaną jako trwałą właściwość człowieka. Czy zatem oglądanie scen o dużym natężeniu agresywności ma efekty katarktyczne? Jak dla kogo. Nie jest to uniwersalne zjawisko. Co więcej, kiedy mamy do czynienia z dziećmi, to raczej bym akcentował stymulujący, pobudzający do naśladownictwa charakter agresji na ekranie.

• Coraz bardziej uświadamiam sobie, jak płonne były moje nadzieje na uzyskanie odpowiedzi jednoznacznych. Kupować czy nie kupować filmy w stylu „Bonnie i Clyde”? Czy nie jest to aby przykład pytania źle postawionego, zwłaszcza w świątyni nauki.

— Nie można generalizować. Takie decyzje powinny być każdorazowo rozpatrywane indywidualnie, z uwzględnieniem wielu różnorakich okoliczności. Znaczną swobodę w ich podejmowaniu stwarza istnienie węższej sieci rozpowszechniania filmów w kinach studyjnych. A poza tym nie sądzę, aby z mojej wypowiedzi wynikały wnioski o potrzebie zachowania specjalnej czujności w sprawach repertuaru filmowego. Podkreślam z całym naciskiem: nikt nie stwierdził, przynajmniej na poziomie badań empirycznych, że źródłem stymulującym postawy aspołeczne jest np. repertuar filmowy. Zapewne może on wzmacniać niektóre zjawiska. Ale byłoby przesadą ustalanie repertuaru biorąc pod uwagę ewentualne rezultaty, jakie to może wywołać w środowiskach marginesu społecznego. Fakt kształtowania się i popularności określonych wzorów osobowych, szczególnie wśród młodzieży, to pochodna znacznie ogólniejszych procesów kulturowych, różnych w różnych krajach. Można powiedzieć, że w świecie współczesnym funkcjonuje cały system kanałów, dzięki którym dochodzi do krystalizacji określonych ludzkich postaw. Jednym z tych kanałów są środki masowego przekazu, które działają w kontekście różnych sił społecznych. Film to tylko drobny fragment tego systemu.

Rozmawiał: CZESŁAW DONDZIŁŁO


Ludzie i wilki

Ludzie i wilki

SZARY OKRUTNIK (Lutyj). Reżyseria: Tolomusz Okiejew. Wykonawcy: Sujmenkul Czokmorow, Kambar Walijew i inni. ZSRR, 1973.

Byłoby zupełnie do przyjęcia, gdyby radziecki film „Szary okrutnik” otrzymał inny tytuł, mianowicie „Zew krwi”. Dość liczne, choć nie zamierzone pokrewieństwa z opowiadaniem Londona są oczywiste. Tu i tam rzecz dzieje się w podobnie surowej scenerii: Kirgizji i Północy. W wątkach narracyjnych pierwszoplanowe potraktowanie wilka i psa oraz ich związku z ludźmi. Wreszcie motyw „zewu krwi”.

Są też różnice — podstawowe. London antropomorfizuje psa, to znaczy obdarza go psychiką, która w pewnych pasmach wzorowana jest na ludzkiej. Wilk Okiejewa jest tylko wilkiem, istotą z innego wymiaru biologicznego, psychicznego i gromadnego niż człowiek. London ukazuje północ jako obszar ekspansji; to okres zagospodarowania, dopiero po nim nastąpi krystalizacja formacji społecznych i kulturowych.

Mieszkańcy kirgiskiej wioski są spadkobiercami wielowiekowych tradycji: rodzimej historii i kultury, swojej zbiorowości, zawodu i islamu. Wrośnięci w pejzaż, poddani rytmowi pór roku i pogody, tworzą przerasowaną nawet społeczność; zbliża się czas Wielkiej Rewolucji.

Ale najważniejsze: u Londona osią opowiadania jest pies. Ludzie stanowią tylko niezbędny suplement dramaturgiczny, tak czy inaczej regulującą siłę. W filmie Okiejewa nie ma takiego związku. Między ludnością pastersko-myśliwską a przyrodą panuje — jeśli tak wolno powiedzieć — koegzystencja naturalna i pierwotna. Próba oswojenia wilczka przez sześcioletniego chłopca narusza ów „układ”. Nie chodzi zresztą o samą tresurę i jej wynik; ten da się z góry przewidzieć. Motyw wilka wśród ludzi jest pewnego rodzaju metaforą, także czynnikiem skalującym i probierczym — porównawczą miarą działań jednostkowych i zbiorowych reakcji. Praw, które rządzą tą społecznością. Realistyczna opowieść przemienia się w ludową biblię.

Film Okiejewa jest okrutny. Nie w znaczeniu formalnym, do jakiego przyzwyczaiło nas kino krwi, bólu, gwałtu seksualnego i innych aktów przemocy. W „Szarym okrutniku” są tylko dwie ostre sceny: bójka i atak wilka na chłopca. Ale film jest okrutny, bo ukazuje surowość egzystencji, jej biologiczne uwarunkowania — życie jako walkę o byt. Jak ogień, który grzeje, lecz także spala; jak woda, która ożywia, lecz także topi.

Już pierwsze sceny, jakże naturalne i oczywiste, są syntezą i symbolem wydarzeń. Stary pasterz i myśliwy wykurza wilczycę z nory, wygarnia do saka wilcze szczeniaki i sprawnym ciosem między uszy pozbawia je życia. Czyni to bezosobowo i beznamiętnie, ot tak, jak się wyrywa chwasty, bo trzeba. Chłopiec prosi o darowanie jednego szczeniaka, gdyż chce go oswoić; stary, acz niechętnie, zgadza się. Wie, że z wilczego miotu nie wyrośnie nic dobrego. Potem następuje znakomita scena polowania z birkutem. Skrzydlaty drapieżnik ślizgowym lotem zbliża się do upatrzonej zwierzyny. Gdy ją nakryje czarny cień, będzie to cień śmierci.

Jeśli relacje ludzie — zwierzęta są i dokumentalnym opisem, i równocześnie metaforyczną parabolą, właściwy punkt ciężkości spoczywa gdzie indziej. „Szary okrutnik” wywołał w Związku Radzieckim żywiołową dyskusję. Czy ludzką społecznością też rządzą wilcze prawa? Jak głęboko sięga ingerencja wychowania? Co w konkretnym przypadku znaczy postępować dobrze, a co źle?

Film daje bogaty materiał w tym względzie, ale rzeczywiście niejednoznaczny. Poza chłopcem wszystkie postacie są zbudowane w pełnej gamie, od bieli do czerni. Stary opiekun powiada wręcz: najpierw bij, a gdy powalisz — przyjdzie czas na ustanawianie racji. Chłopca chce wychować jak najlepiej, na mocnego człowieka, który da sobie radę w życiu, ale jego program pedagogiczny ponosi fiasko. Sam narusza podstawowe prawo pasterskie — kradnie owce, ale są to owce beja, miejscowego bogacza. Myśliwy Hasan, do którego chłopiec ucieka, głosi co innego: w życiu trzeba się liczyć z ludźmi i swoje cele podporządkować celom ogólnym. Jednak Hasan ma także swoją przeszłość; jest byłym więźniem poszukiwanym przez policję za wywrotową działalność. Jeśli nawet jego działalność była słuszna, postępował poza prawem i na przekór niemu. Wreszcie bej; z jednej strony jest reprezentantem klasy uciskającej, z drugiej — rzecznikiem akceptowanej przez społeczność hierarchii.

Obraz prawdziwy choć skomplikowany. Dynamiczny w akcji, o pięknej fotografii, nasycony autentyzmem i bez jakichkolwiek fałszów. Okiejew prostymi scenami opowiedział przejmującą historię, w której zachował mądrość ludu i przenikliwość artysty. Film jest okrutny, jak okrutne bywa życie i sztuka, lecz daje materiał do refleksji, która — nawet wbrew widzowi — dotrze do samego rdzenia mózgu.

ALEKSANDER LEDÓCHOWSKI


Córki — matki

Córki — matki

Świt zawitał do jednego z moskiewskich mieszkań. Rozjaśnił wnętrze i sprzęty. Potem zwyczajna poranna krzątanina. Ojciec, matka i dwie prawie dorosłe córki. Dom obszerny, zadbany, świadczący o inteligenckim pochodzeniu rodziny: reprodukcje postimpresjonistów, książki, wszędzie pełno maskotek. Dzwonek. W drzwiach dziewczyna w skromnym płaszczyku, w czapce-uszatce, z zawiniątkiem w ręku. Pozdrawia panią domu i ściskając jej rękę na oczach pozostałych członków rodziny z całą powagą oświadcza: jestem twoją córką. Konsternacja...

Tak melodramatycznie Sergiusz Gierasimow zaczyna swój najnowszy film. Twórca epickich moralitetów w rodzaju „Dziennikarza”, „Nad jeziorem”, „Myśli i serca” — tym razem ujmuje precyzyjną konstrukcją dramaturgicznego filmu, prostotą środków wyrazowych, przejrzystym posłaniem ideowym.

Scenariusz napisał znany dramaturg Aleksander Wołodin. Przedstawił historię dziewczyny od niemowlęctwa wychowywanej przez państwo. Matka oddała ją do domu dziecka w Swierdłowsku zaraz po urodzeniu. Dziś ma już 19 lat. Pracuje w przedszkolu i jednocześnie uczy się, a mieszka w internacie. Jej osobowość ukształtowało wychowanie w domu dziecka. Wyróżnia się prostotą i pryncypialnością. Serdeczna, szczera i otwarta, zna i rozumie życie, ale spogląda na nie z perspektywy wielkich ideałów, które wytyczył Puszkin i Lermontow, jak też wychowanie socjalistyczne. Obce jej są fałsz, pozerstwo, przesadne zainteresowanie własnym wyglądem, ciuchami.

Jej celem jest odnalezienie matki. Za wszelką cenę. Dysponując tylko starą kopertą z nazwiskiem i przypuszczalnym adresem, wyjeżdża do Moskwy. Dla siebie ma nadzieję, dla poszukiwanej matki — tort. Adres okazuje się fałszywy.

Znów Swierdłowsk. Po powrocie z niefortunnej wyprawy Olga rozpowiada o rzekomo odnalezionej matce. Wszyscy są urzeczeni wizją dobrej, pełnej uroku, dzielnej kobiety. W tej opowieści i reakcjach słuchaczy daje o sobie znać prawieczny mit matki, a także potrzeba jej posiadania w czasach przeobrażeń strukturalnych rodziny, wielkich migracji, nie przebrzmiałych następstw ostatniej wojny.

Legenda w zderzeniu z rzeczywistością nie trwa długo. Z Moskwy przychodzi list z wiadomością, iż rzeczywista matka-alkoholiczka żyje i przebywa w zakładzie odwykowym w obwodzie kaliningradzkim.

Córka z nowym tortem wyrusza w podróż.

Fabuła jest pretekstem do zaprezentowania postaw i zachowań grupy ludzi. Kim są członkowie rodziny, do której Olga przez pomyłkę trafiła w Moskwie?

Córki: Anna i Galina. Imiona nieprzypadkowe. Matka, utalentowany pedagog w szkole baletowej, marzyła po ich urodzeniu, iż pójdą śladem wielkich indywidualności rosyjskiego baletu: Anny Pawiowej i Galiny Ułanowej. Nie poszły; jedna kończy szkołę średnią, druga studiuje. Otrzymały wszystko. Miłość rodzicielską, wyrozumiałość, materialną pomoc. Zostały jednak egoistkami, interesują je tylko ciuchy, blichtr sukcesów towarzyskich, big-beat. Klasyczne mimozy. W porównaniu z rówieśniczką ze Swierdłowska wyglądają jakby pochodziły z importu.

Wadim Antonowicz Wasiliewicz — ojciec. Ongiś wielka nadzieja nauki. Utalentowany, z wieloma predyspozycjami. Kochany przez wszystkich. Ale w istocie neurastenik, który nie osiągnął sukcesu. Jego ambicje skończyły się na wykładaniu matematyki w instytucie. Próbuje zachować twarz kultywując choroby i różnego typu frustracje, manifestuje rzekomy cynizm, posługuje się hermetycznym słownictwem.

Helena Aleksiejewna — matka, ostoja rodziny. Świadoma klęski wychowawczej w domu, mimo to ofiarnie spełnia swe obowiązki, nie szczędzi serca, aby atmosfera była właściwa. Sugestywny i prawdziwy portret.

Wreszcie przyjaciel domu. To profesor Piotr Worobiow, który trafił tu przejazdem z kongresu międzynarodowego w Leningradzie. Osiągnął sukces, ale zachował prostotę, szczerość, spontaniczność gestów. Jest urodzonym smakoszem. W sposobie bycia ma w sobie coś z Colas Breugnona.

Gierasimow dał przekrojowy portret najmniejszej społeczności — rodziny. Portret wyrazisty, prawdziwy, bez skłonności do sarkazmu. Komentarz humanisty na temat roli i miejsca rodziny w życiu każdego człowieka.

Osiągnął sukces bezsporny. W półtoragodzinnym spektaklu — bez sięgania po tanie chwyty publicystyczne — przybliżył ważną cząstkę prawdy o społeczności i jej problemach moralnych. Zadecydował nie tylko scenariusz Wołodina, lecz również trafny dobór aktorów. W rolach Anny, Galiny i Olgi wystąpiły studentki WGIK: Swietłana Smiechnowa, Larysa Udowiczenko i Lubow Polechina, która zagrała rewelacyjnie. W roli matki — żona reżysera, Tamara Makarowa, a ojca — Innokientij Smoktunowski.

Tytuł filmu „Córki-matki” nawiązuje do popularnej gry dziecięcej, do zabawy „w mamę” z lalkami. Skojarzeniowa sugestia, że chodzi o przedstawienie złożonej dialektyki związku typu dzieci-rodzice, jak i procesu dojrzewania dziewcząt do przyszłych ról matek.

ZYGMUNT CHRZANOWSKI

DOCZKI — MATIERI, reż. Sergiusz. Gierasimow, ZSRR.



Magazyn FILM: 9/1975 (1369) Przeczytaj artykuł z tej strony