Kranj 78. Szczyty i depresje

To, co pokazano na VII Międzynarodowym Festiwalu Filmów Sportowych i Turystycznych w Kranj, może wprawić w zdumienie kibica choćby trochę zorientowanego w zakulisowych mechanizmach wydarzeń sportowych. Jest to bowiem spotkanie z monumentalną, klasyczną koncepcją sportu, w myśl której człowiek zmaga się z górami czy wodą, w gruncie rzeczy walcząc z samym sobą, z własnym ciałem, własnymi słabościami. Jeśli dochodzi do pojedynków - to prowadzone są według najszlachetniejszych reguł, to zwyciężają w nich najlepsi. Jakby w czasie Mundialu nie polowano na nogi zawodników, choć to były mecze piłkarskie, a nie walka w stylu wolnoamerykańskim; jakby nie było sprawdzianów antydopingowych; jakby nie śledzono przeciwników, żeby poznać ich słabe strony. Nie czuło się na ekranie wielkich namiętności, które rozpalają społeczeństwa i które udzielają się walczącym zawodnikom. Oglądaliśmy sport daleki od przyziemności, merkantylizmu, polowania na medale i rekordy.

Może taka utopijna i nieco anachroniczna wizja współczesnego sportu odpowiada organizatorom festiwalu, który od czternastu lat organizowany jest w trzydziestotysięcznym miasteczku słoweńskim. A może jest to tylko zbieg okoliczności, wynik tegorocznej selekcji, poprzez którą organizatorzy pragnęli uświęcić tak ważną dla nich rocznicę dwóchsetlecia zdobycia Triglavu, najwyższego górskiego szczytu Jugosławii (2863 m). Kranj jest przecież centrum górskiego regionu, a górska wspinaczka jest jedną z nielicznych dyscyplin sportowych, w których naprawdę liczą się sportowe cnoty: sprawność, wytrwałość, pełne zaufanie do partnerów.

Wydawałoby się, że zdobywanie gór to temat bardzo nośny i atrakcyjny. Ale filmy alpinistyczne, pokazywane jeden po drugim, wywołują uczucie szczególnej monotonii, obowiązuje tu bowiem niezmienna formuła sprawozdania z wyprawy, której celem najważniejszym i jedynym jest zdobycie szczytu. Sam film jest więc sprawą drugoplanową, schemat zawsze ten sam: przygotowania do wyprawy, wnoszenie sprzętu i żywności przy pomocy miejscowych tragarzy, zakładanie obozów, mrówcza krzątanina. Taki kształt przybrał na przykład film „Czarny olbrzym” Vladimíra Ondruša - reportaż z czechosłowackiej ekspedycji na Makalu, piąty szczyt świata.

O filmach górskich mówiło się dużo w czasie dyskusji okrągłego stołu, w której wzięli udział najwybitniejsi alpiniści jugosłowiańscy, włoscy, francuscy i szwajcarscy, wędrujący po górach z kamerą. Casimiro Ferrari, jeden z najbardziej doświadczonych filmowców wśród alpinistów, powiedział: „Bardzo trudno nakręcić zdjęcia do filmu alpinistycznego, a jeszcze trudniej stworzyć dobry film. Robiłem wiele filmów o tej tematyce, ale z żadnego nie jestem zadowolony. W filmie dokumentalnym trudno wyrazić przeżycia alpinisty, a te są najważniejsze. Taśma rejestruje obrazy, a nie nasze uczucia. Szansy tego rodzaju filmu upatruję w jego fabularyzacji: niestety, rzadko się zdarza, żeby reżyser i operator byli dobrymi alpinistami, a jest to podstawowy warunek zrealizowania przekonującego filmu".

Motyw człowieka zwyciężającego żywioł powtórzył się w kilku filmach o spływie wodami rwących górskich potoków. Wśród wirów i zdradzieckich prądów można najlepiej sprawdzić swą odwagę, zręczność, wytrwałość: to zdawał się mówić angielski film „Dudh Kosi” reż. Aleca Vaughana i Leo Dickinsona, opowieść o spływie kanadyjkami niemal spod Mount Everestu. Kanadyjki przeciskają się wśród zwałów lodu, nieco później żywioł ciska nimi jak zapałkami, uderza o kamienne ściany, przewraca, a mimo to śmiałkowie płyną dalej. Nie wiadomo co podziwiać: odwagę kajakarzy czy może zręczność i refleks operatorów, dzięki którym udaje się zarejestrować tyle nieprawdopodobnych sytuacji. Robili zdjęcia z łodzi, co świetnie oddaje szalone tempo spływu i szaleństwo żywiołu. Te ujęcia, których zakończenia nie można przewidzieć - dojdzie do tragedii czy nie? - tworzą jakby specjalną wartość filmową i dochodzi do zatarcia granicy między ekranem a widownią, bo przecież udziela się to podniecające napięcie, które w znacznie większym natężeniu towarzyszyło bohaterom wyprawy.

Do osiągnięcia podobnych efektów dążyli także realizatorzy filmów o lotniarzach (np. „Okiełznać wiatr” Rogera Browna z USA), ale tu zbyt dużą wagę przywiązywano do strony plastycznej, do baletów kolorowych lotni.

Wielka, niepowtarzalna przygoda, w której sprawdzają się wspaniali ludzie... Taka filozofia sportu legła u podstaw filmów mówiących o jego wychowawczej i społecznej roli. Dwa z nich dostarczyły rzeczywiście cennego materiału socjologicznego i historycznego. Amerykański film „Kobiety w sporcie - nieoficjalna historia” Dana Klugherza przypomina wpływ sportu na proces emancypacji kobiet. Archiwalne materiały pokazują pierwsze amerykańskie koszykarki w długich spódnicach i bufiastych bluzkach, damy na bicyklach, damy podnoszące ciężary i walczące na ringu. Natomiast zachodnioniemiecki film „Afryka dzisiaj - sport i wychowanie" Dietera Adlera uświadamia wielką rolę społeczną sportu na kontynencie afrykańskim. Mówią o tym nie tylko działacze z Kenii, Ghany, Wybrzeża Kości Słoniowej, Zambii, bardzo wymowne są tu przede wszystkim zdjęcia: chłopcy zapamiętale obijający bokserską gruszkę zawieszoną na palmie, wyrostki uganiające się za piłką po wysuszonej ziemi. Film odnotowuje pewien historyczny moment. Trenerzy to biali, ale pojawiają się pierwsi instruktorzy miejscowi. Sport uprawiany przez zorganizowane grupy, przez studentów, uczniów, żołnierzy i policjantów integruje plemiona i regiony, prowadzi do tworzenia więzi narodowych.

Na zależność świata sportu od świata pracy zwrócił uwagę jugosłowiański film „Lód i ogień” Nikoli Majdaka. Tytułowy lód to drużyna hokejowa „Żeleznica" z Jesenic, której patronują zakłady hutnicze. Zderzenie rozpalonych bloków stali z sytuacjami na lodowisku stanowi motyw przewodni filmu zrealizowanego z dojrzałością godną najlepszych tradycji jugosłowiańskiego dokumentu.

Pewien monumentalizm zaciążył natomiast na filmowych portretach znanych mistrzów: kubańskiego lekkoatlety Alberta Juantoreny, radzieckiej łyżwiarki Iriny Rodninej, argentyńskiego tenisisty Guillermo Vilasa, Przedstawiono Juantorenę i Rodninę również w życiu prywatnym, ale w ich życiu szukano wyłącznie wzorów do naśladowania. Dla widzów pozostali zbyt wielcy, a więc i odlegli. Stosunkowo najlepiej wypadł Vilas: autorzy interesowali się przede wszystkim jego stylem gry (między innymi w pojedynku z Wojciechem Fibakiem), mniej jego poglądami na życie. Było też kilka filmów o ekscentrycznych dyscyplinach, uprawianych w różnych krajach (akrobatyka na rowerach, wyścigi zaprzęgów konnych), w których, a mimo woli zakrawa to na ironię, rozgrywane są mistrzostwa świata i Europy. Duże wrażenie budziły świetnie fotografowane popisy na rolkach, skoki przez samochody, wyścigi („Magiczne rolki” reż. Jamesa Freemana i Gregga Mc Giliwraya). Zapewne za rok, dwa będą rozgrywane mistrzostwa świata w tej dyscyplinie. Czego ludzie nie wymyślą?

Zaledwie w kilku filmach próbowano dojść do psychologicznych warstw sportu. Największe wrażenie na jurorach wywarły czechosłowackie „Rywalki” Jana Špaty (Główna Nagroda). Film powstał w czasie mistrzostw Europy w gimnastyce kobiet w Pradze. To jednak nie kobiety walczyły o palmę pierwszeństwa, lecz czternasto-, siedemnastoletnie dziewczęta. Już przedwcześnie dojrzałe, kobiety-niekobiety, którym po nocach śnią się mistrzowskie tytuły - nie spuszczają z oczu rewelacyjnej Nadii Comaneci, mistrzyni olimpijskiej z Montrealu. Szczupła blondyneczka z końskim ogonem czuje się gwiazdą. Ten film należy już do historii: parę tygodni temu Nadia Comaneci została zdetronizowana, dziewczynka przekształciła się w pannę, a kilka kilogramów dodatkowej wagi uniemożliwiło jej bezbłędne - jak dawniej - wykonanie programu ćwiczeń... Czy tym dziewczętom, dzieciom jeszcze, nie należałoby oszczędzić tych bolesnych nieraz doświadczeń?

W radzieckim filmie „3-5-7-10" Grigorija Czertowa skoki do wody trenują kilkuletnie szkraby. Pani trener przychodzi na pływalnię z ogromnym misiem. Tulą się do niej wychowankowie. Największą nagrodą jest delikatne, czułe pogłaskanie po głowie. Trzeba wiele wysiłku i taktu, zanim 5-letni smyk wykona swój pierwszy skok do wody z wysokości 3 metrów. To początek sportowej drogi 5, 7, 10 metrów. Szkoda, że ten film o delikatnej atmosferze rozłazi się pod koniec, popada w gadulstwo. Budzi też sporo wątpliwości tendencja poddawania sportowemu treningowi najmłodszych dzieci. Czy można małe dziecko skłaniać do uprawiania żmudnych ćwiczeń? Bo co innego zabawa, a co innego systematyczny trening. Czy czasem nie ogranicza się samego dzieciństwa? Dokąd zmierza współczesny sport, jakie są jego granice, w tym również granice moralne?

Niestety, w tym dialogu nie wzięły udziału polskie filmy, które - zapowiadane i oczekiwane - do Kranj nie nadeszły. Anonsowano m.in. „Negaciosem” Piotra Andrejewa; sądzę, że oba miały szansę wnieść nowe elementy do pożytecznej dyskusji o współczesnym sporcie.

Bogdan Zagroba

NAGRODY

Grand Prix - Złoty Triglav: RYWALKI (Souperki), reż. Jan Špata (CSRS);
Wielki Medal m. Kranj: zestawy filmów z Wielkiej Brytanii i CSRS;
Srebrny Triglav: DUDH KOSI, reż. Alec Vaughan i Leo Dickinson (Wielka Brytania); Brązowy Triglav: VOJVODINA, reż. Branko Milošević (Jugosławia);
Nagroda za reżyserię: Bill Mason za film KIEROWANIE WIOSŁEM (The path of the paddle, Kanada);
Nagroda Komitetu Organizacyjnego Igrzysk Olimpijskich w Moskwie: RYWALKI; Nagroda „Pierre de Coubertin” (CIDALC): DUDH KOSI, wyróżnienie: 3-5-7-10, reż. Grigorij Czertow (ZSRR).