Barrandov nie pauzuje

Miejskim tramwajem można dojechać pod skaliste wzgórze wznoszące się nad Pragą, na którym usytuowano przed czterdziestu czterema laty Studio Filmowe Barrandov. Była to wówczas jedna z największych inwestycji filmowych w Europie, konkurująca z rzymskim Cinecittà nowoczesnością wyposażenia, rozległością terenów zdjęciowych. Same ateliers dysponowały powierzchnią 10 tysięcy m², a usytuowanie Barrandova stwarzało nieograniczone możliwości uzupełniania pomieszczeń zamkniętych budowlami na wolnym powietrzu. Jak mówią sami gospodarze Barrandova - nie ruszając się z miejsca, można tu mieć Góry Skaliste i nieprzebytą dżunglę, biegun północny i piaski pustyni.

Szansę tę wykorzystuje Barrandov nie tylko na użytek własny: szereg filmów zleconych bądź realizowanych we współprodukcji z krajami zachodnimi i socjalistycznymi zawdzięcza wytwórnia właśnie znakomitej lokalizacji. „Niedawno - mówi dyrektor barrandovskiego studia František Marvan - pojawili się u nas Jugosłowianie realizujący batalistyczne widowisko o przeprawie partyzantki Tito na wyspę Brač pod potężnym ogniem powietrznych i morskich sił Wehrmachtu. Długo nie mogli znaleźć kooperanta, który byłby zdolny zapewnić trudnym scenom batalistycznym właściwy techniczny standard. I oto wzgórza Barrandova były atakowane przez wiernie skopiowane stare modele maszyn, zaś dramatyczną przeprawę morską inscenizowano w całości w basenach naszej wytwórni. Nakręcony materiał nie zdradza zupełnie lokalizacji, prawie półtora tysiąca kilometrów na północ od jugosłowiańskiego wybrzeża". Tak, to interesujące, że w praskim ośrodku filmowym każdego roku w trybie koprodukcji powstaje 5-7 filmów, a z pakietem propozycji pojawiają się nie tylko producenci z Europy, ale i z dość odległych, egzotycznych krajów.

Produkcyjne możliwości Barrandova są bowiem imponujące. W jedenastu halach zdjęciowych realizuje się trzy czwarte całej rocznej produkcji czechosłowackiej (która ma wciąż skromnego konkurenta w bratysławskiej Kolibie, wypuszczającej 8-10 tytułów). Tutaj powstaje nie tylko 32-35 pełnometrażowych filmów rodzimych reżyserów i dramaturgów, ale także mniej więcej tyle samo filmów telewizyjnych. I są jeszcze „luzy” zezwalające na przyjmowanie zagranicznych zamówień. Barrandov jest dziś jedną z najbardziej intensywnie pracujących wytwórni w Europie, a może i na świecie. To obliguje: ofensywa kina jest czymś obecnie tak rzadkim, iż trzeba zrobić wiele, aby utrzymać prosperity barrandovskiego studia.

Rządzący na Barrandovie od dwóch lat František Marvan, który przyszedł tutaj z czeskiej telewizji, przedstawił mi racjonalne przesłanki, na których ludzie tu pracujący opierają swój optymizm. Jest ich niemało: dwa tysiące czterystu pracowników technicznych, specjalistów różnych profesji, filmowców. Bo też Barrandov to fabryka wyspecjalizowana w kilku (również i nieoczekiwanych) dziedzinach. Przykładowo, kosmetyki produkowane tutaj na skalę przemysłową stanowią podobno największą konkurencję dla naszej „Polleny” na rynku czechosłowackim. Usługi budowlane i techniczne wzmocniły w potrzebnej chwili załogę praskiego metra. Innymi słowy, Barrandov sam zdobywa duże środki finansowe i zaskarbia sobie dobrą pamięć nie tylko produkcją filmową. Te niespodziewane „odnogi” usług Barrandova biorą się stąd, iż wytwórnia zatrudnia wielu wysoko wyspecjalizowanych ludzi, a nie zawsze jest w stanie zagwarantować pełne wykorzystanie ich umiejętności i gotowości. Włączenie się w produkcję kosmetyków, materiałów światłoczułych, chemikaliów fotograficznych czy w sferę usług budowlanych wynika z dążenia do pełnej gospodarności i jednocześnie zatrzymania niezbędnej kadry u siebie.

Specjaliści są zresztą dumą wytwórni. Pracują tu najczęściej od lat, są przypadki pokoleniowej „sztafety” w pewnych zawodach, mimo że pokusy lepszych zarobków w określonych profesjach oczywiście istnieją. A jednak udało się wytwórni zapobiec odpływowi techników i całego sztabu pomocniczego, bez którego nie można byłoby myśleć o podejmowaniu większych przedsięwzięć. Najważniejsze, że pozostali na swych stanowiskach majstrowie o złotych rękach, gotowi w każdej chwili zrobić to, co już nie istnieje bądź przekracza zwykłe możliwości. Przykładowo, Barrandov specjalizuje się tradycyjnie już w finezyjnej sztukaterii, ozdobach i detalach odtwarzanych często z historycznych rycin i fotografii. Tak jak i dysponuje doskonałym studio trickowym, gdzie nie ma, istotnie, „rzeczy niemożliwych”. Stąd względna łatwość w realizacji widowisk kostiumowych i baśniowych, batalistycznych i pirotechnicznych. I nieprzypadkowo przy naszych przedsięwzięciach typu panoram dziejowych (casus „Kazimierza Wielkiego”) musieliśmy również udać się po pomoc do mistrzów i techników barrandovskich.

Przy tak rozbudowanej produkcji nieodzowna staje się zegarmistrzowska precyzja działania kolejnych ogniw produkcyjnych. Jak synchronizuje się pracę takiej fabryki? Patrzę na wielkie białe diagramy wiszące w gabinecie dyrektora Marvana i pytam o kolorowe znaczki umieszczone przy tytułach filmów i nazwiskach reżyserów związanych na stałe z Barrandovem. Tych ostatnich jest przeszło 50, co oznacza, iż tylko niewielu pauzuje bądź nie pojawia się systematycznie w studiu. Najciekawsza wydała mi się procedura organizacji materiału literackiego, scenariuszowego dla prawdziwego molocha kinematograficznego. Jak sprostać zapotrzebowaniu na kilkadziesiąt tekstów w każdym sezonie, z których co najmniej drugie tyle odpaść musi w ramach odsiewu?

Tajemnica praskiej wytwórni jest dość prosta: jej ogniwami organizacyjnymi nie są zespoły realizatorów, lecz dramaturgów obligowanych w pierwszej kolejności do zdobywania propozycji scenariuszowych, w drugiej zaś do „prowadzenia” filmu aż do chwili jego kolaudacji. Mamy tu do czynienia z ogromnie istotną różnicą funkcji zespołu filmowego: jest on nie tyle kolektywem twórczym, co biurem literackim „wynajmującym” potrzebnych reżyserów. Ta procedura zmienia zupełnie uprawnienia tych ostatnich. Mogą oni, rzecz prosta, składać własne scenariusze, lecz kto będzie je realizować, decyduje dyrektor studia. Przeciwdziała się w ten sposób „przypisaniu do tekstu”, nie zawsze gwarantującemu właściwy poziom jego realizacji, czy też ewidentnym nieporozumieniom związanym z gatunkiem, w którym dany reżyser może się okazać bezradny. System potokowy, narzucony niejako przez konieczność sprawnego funkcjonowania całej machiny filmowej, wymaga z drugiej strony indywidualizacji przypadków i konkretnych przedsięwzięć. Dlatego też każdy film przypisany jest jednemu dramaturgowi sprawującemu pieczę nad nim od strony literacko-artystycznej.

Jakie przynosi to rezultaty? Odpowiedzią są same filmy studia na Barrandovie, z których znaczną część oglądamy także na polskich ekranach. Nie wdając się w jakąś generalną ich ocenę, która nie należy do niżej podpisanego, trzeba zauważyć co najmniej trzy widoczne efekty. Po pierwsze - programową troskę o równowagę pomiędzy twórczością o określonych aspiracjach społecznych i politycznych a produkcją relaksową. Tej ostatniej patronuje oddzielny zespół i to widać, że z pozytywnym skutkiem. Po wtóre - znaczny udział w generalnej puli produkcyjnej filmów dla dzieci i młodzieży. Znów jest to rezultat wydzielenia zespołu dramaturgicznego, koncentrującego wyłączną uwagę na potrzebach młodszej widowni (notabene, filmy o tym profilu mają zbyt w 90 procentach - i to w krajach dosłownie całego świata). I po trzecie, niemałą różnorodność produkcji barrandovskiej, świadczącą o trafnym wyczuciu dyspozycji i możliwości zatrudnionej tam kadry twórczej.

Tak wygląda dziś wielka wytwórnia. A jutro? Przygotowuje się Barrandov do bezprecedensowego „skoku” w swych dotychczasowych dziejach. W ciągu najbliższych lat stan posiadania studia znacznie powiększy się. Wybudowane będą, kosztem 130 milionów koron, nowe, odpowiadające współczesnym standardom technicznym hale zdjęciowe. Przeprowadzi się na Barrandov Krátký Film i Kreslený Film, czyli dwie znane wytwórnie filmów dokumentalnych i animowanych. Ta koncentracja, przy nowych technicznych możliwościach obu studiów, ułatwi też funkcjonowanie fabularnego Barrandova. To jednak nie koniec: za 117 milionów koron stanie nowe studio dźwiękowe, dysponujące 12 pomieszczeniami technicznymi i dwoma muzycznymi. Pojawią się hale rekwizytorni i magazyny dekoracji, gdyż istniejące „pękają w szwach”. No i oczywiście szeroki program socjalny: poliklinika, przedszkole, lokalny hotel, restauracja i kompleks wodno-rekreacyjny, aby pracownikom wytwórni stworzyć korzystniejsze warunki pracy i wypoczynku.

Wizyta na Barrandovie dobiega końca. Zaglądam do kolejnych hal, gdzie zatroskany reżyser Vorlíček kręci kostiumowy film z Vladimírem Menšíkiem w stroju monarchy, uwijają się stolarze i cieśle wznoszący wielki blockhaus dla zachodnioniemieckich kontrahentów, którym taniej i lepiej kręcić właśnie tutaj. Żegnam się z dyrektorem Marvanem, nadchodzi bowiem chwila wcześniej zapowiedzianej wizyty hinduskiego producenta. Jeszcze rzut okiem na wielki diagram, z którego wynika, iż jednocześnie pracuje się teraz, w różnych stadiach, nad prawie dwudziestoma filmami. Dobra organizacja, przemyślany system budowania zaplecza programowego, a ponadto zachowana w całości, patriotycznie wierna wytwórni, stara i młodsza kadra techników i specjalistów każe z uwagą przyglądać się doświadczeniom czeskiej kinematografii. Koprodukcyjne przedsięwzięcia i usługi pozwoliły wytwórni zmodernizować ekwipunek techniczny i uniezależnić się od dostaw kapryśnego producenta „Orwo”. Kręci się na barwnym materiale z Zachodu, sprzętem i kamerami pozwalającymi bez kompleksów oferować usługi najpoważniejszym kontrahentom z tego i nie tylko tego kręgu. Perspektywy rozbudowy i modernizacji zaplecza technicznego, a także powiększenia substancji hal zdjęciowych i dźwiękowych każą już dziś w Barrandovie upatrywać wielkiego rywala największych. Jutro Barrandova okazać może się jeszcze bardziej interesujące.

Wojciech Wierzewski