To, co minęło

STEP (Stiep). Reżyseria: Sergiusz Bondarczuk. Wykonawcy: Oleg Kuzniecow, Nikołaj Trofimow, Władimir Siedow i inni. ZSRR, 1977.

Od swego debiutu w 1959 roku Sergiusz Bondarczuk zafascynowany był „losem człowieka” uwikłanego, mówiąc nieco patetycznie, w Wielki Dramat Historii. Cała jego twórczość związana jest z epoką napoleońską i drugą wojną światową, dotyczy zatem czasów, w których istniał ścisły i jednoczesny związek między wydarzeniami dziejowymi a indywidualnymi biografiami. Bohaterowie filmów Bondarczuka „walczyli za ojczyznę” i więcej w ich życiu było „wojny niż pokoju”. Realizacja „Stepu” stała się więc pewną niespodzianką, tak, jakby znany i ceniony symfonik nagle zechciał spróbować swych sił jako subtelny kameralista. Powstało dzieło wielowarstwowe niepoddające się jednoznacznej ocenie, odmienne, a jednak bliskie dotychczasowemu dorobkowi twórcy.

„Step” jest filmem prawie bez wydarzeń. Mały, dziewięcioletni Jegorka odbywa kilkudniową podróż „z powiatowego miasta N. w guberni Z”, do stolicy tej guberni. Jedzie przez step, spotyka mieszkańców chutorów, prowadzącą zajazd rodzinę żydowską, piękną hrabinę, bogatego Wariantowa, wozaków. Po drodze jest nabożeństwo w cerkwi, noc przy ognisku, burza, przejściowa choroba chłopca. W mieście Jegorka zamieszka na stancji u przyjaciółki matki, jako przyszły student gimnazjum. I to właściwie wszystko.

W tej długiej, trwającej ponad dwie godziny opowieści filmowej, zanurzamy się powoli w stepową, rozległą Rosję końca dziewiętnastego wieku. Wędrujemy szlakami kupieckich taborów, patrzymy na roztaczane przed nami pejzaże, na ludzi i zwierzęta, na trawę i niebo. W czasie wędrówki słuchamy opowieści o powikłanym i ciężkim życiu woźniców. Staremu Pantielejowi spaliła się w pożarze cała rodzina, Wasia jest chory po zatruciu w fabryce zapałek, w której jakiś czas pracował. Jemielian był kiedyś wspaniałym śpiewakiem w cerkiewnym chórze, a po kąpieli w rzece stracił głos i nie może już „ani jednej nuty wziąć czysto”. Wszyscy ci ludzie zdają się odczuwać jakieś napięcia, smutek, tęsknotę za czymś nieokreślonym, a jeśli nawet - jak polujący w stepie Zwonyk - są szczęśliwi, to ich szczęście ma posmak udręki. Mimo pozornej wspólnoty są samotni i łatwo przechodzą od spontanicznego śmiechu do gniewu i złości. Nie jest jednak ten film analizą „duszy rosyjskiej” ani analizą stanu społeczeństwa ówczesnej Rosji. Bondarczuk niczego nie bada i niczego nie chce wyjaśniać. Pokazuje. Jest step, ludzie pracują, jedzą, śmieją się, cierpią, niekiedy narzekają i wygląda na to, że dawniej było lepiej, a obecnie wszystko zrobiło się mniejsze, gorsze i droższe. Nad przyrodą i chłopami unosi się duch pieniądza i wyzysku, a sterczący nad gubernialnym miastem wielki fabryczny komin zapowiada przyszłość. I tylko czasem wyrwie się komuś przy stepowym ognisku żałosny zaśpiew: „Nasza matuszka Rassija”...

Postaciami dramatu są nie tylko ludzie. Jest jeszcze step. Step ma także swoje życie, swoje ryby i ptaki, swoje odgłosy i burze. Jest wielki i ta wielkość nadaje filmowi typowy dla Bonkresem stepu rozciąga się ogromne gwieździste niebo, o którym komentarz powiada, że „gdy się długo w nie patrzy, to zaczyna się odczuwać beznadziejną samotność, a życie wydaje się wątpliwe i straszne”.

Step ma również własny czas. Film sugeruje, że w stepie bieg czasu jest swoisty, wolniejszy, sam czas zaś jakby rozrzedzony. Kino stwarza niezwykle bogate możliwości eksperymentowania w tej dziedzinie. Można czas rozpędzać i zwalniać, zagęszczać i rozciągać, pozbawiać ciągłości i linearności. Można zmieniać uwarun kowane kulturowo sposoby przeżywania czasu. Historia filmu pełna jest takich prób, niekiedy fascynujących, częściej zupełnie nieudanych. Bondarczuk ulega także pokusie gry z czasem. Pokazuje nam, widzom żyjącym w czasie gęstym, szybko płynącym i nasyconym zdarzeniami, czas pusty i powolny, którego upływu nie odmierzają zegary. Stawia to przed widzem szczególne żądanie. W trakcie projekcji mamy się przestawić i dostroić do nowej formy czasu. Jeśli się to nie uda, możemy natrafić na trudności w nawiązaniu kontaktu z ekranem, a długa podróż przez step wzbudzi uczucie nudy i znużenia. Jeśli zaś się uda to zbliżymy się bardziej do wędrujących po stepie ludzi i być może pomyślimy, że czas płynący wolno w ogromnej przestrzeni nie musi kształtować człowieka spokojnego i flegmatycznego, lecz jest w stanie wzmagać w nim te właśnie niepokoje i napięcia, które każą mu krzyczeć: „Boże smutno mi”, jak czyni to woźnica Dymów.

Kino Bondarczuka wyrasta z literatury. Dotąd patronowali mu Tołstoj i Szołochow. „Step” jest adaptacją opowiadania Czechowa z 1888 roku, o identycznym tytule. Jeśli kiedykolwiek ogłoszono by konkurs, w którym nagrody przyznawano by za wierność literackiemu pierwowzorowi, Bondarczuk mógłby kandydować do pierwszego miejsca. Cała zawartość treściowa opowiadania z pominięciem drobnych, nieistotnych szczegółów, została odwzorowana na ekranie. Jedynym uzupełnieniem, dokonanym przez reżysera i scenarzystę w jednej osobie, są wizje i marzenia Jegorki. Niestety, okazały się one wyraźnie obcym wtrętem, naruszającym konsekwentnie budowany nastrój filmu. Szkoda również, że Bondarczuk tak mało zaufał widzowi i podparł film zarówno komentarzem (choć każde słowo w nim jest wzięte z Czechowa) jak i bardzo ilustratywną, miejscami nieco natrętną muzyką. Wprowadzenie typowo literackiego komentarza ma jeszcze jeden mankament. Całość wydarzeń ekranowych oglądana jest z punktu widzenia małego chłopca, wypowiadane zaś przez nieokreślonego narratora kwestie rozszczepiają nieco spójność i jednolitość tych doznań. Postarano się również, może nazbyt usilnie, o nadanie filmowi urody plastycznej. Jest tam bezsprzecznie wiele pięknych kadrów, ale czasami wydaje się, że jesteśmy nie w stepie, lecz w galerii portretów.

Po obejrzeniu filmu pozostaje wrażenie, że odbyliśmy podróż do odległej w czasie i przestrzeni, prawie egzotycznej krainy, jakby zastygłej w niezmiennym, powolnym bytowaniu. Jegorkę zostawiamy na ulicy miasta z pytaniem: jakie będzie jego życie? Pozwólmy sobie na pewne zmyślenie. Gdy wybuchnie pierwsza wojna światowa Jegorka będzie miał trzydzieści parę lat. Rewolucję Październikową przeżyje przed czterdziestką. Jako dojrzały mężczyzna przejdzie przez wojnę domową, wielkie pięciolatki, kolektywizację. Wojna Ojczyźniana zaskoczy go tuż po sześćdziesiątce. Nie będzie już prawdopodobnie walczył. W wieku sześćdziesięciu paru lat doświadczy radości zwycięstwa. Będzie bardzo stary, gdy usłyszy przez radio nazwisko Gagarina...

Mały Jegorka wysłuchał w stepie życiorysu starego ojca Christofora. Biografia ta zamyka się w kilku zdaniach, gdyż niewiele w tym życiu zaszło. Chłopiec nie przeczuwał, że za jego życia czas ruszy z miejsca gwałtownie, a step utraci swoją ciszę i spokój.

Jerzy Schönborn