Za kulisami. Spotkanie z Ewą Ziętek

Jeszcze podczas studiów w szkole aktorskiej zagrała Pannę Młodą w „Weselu" Andrzeja Wajdy. Pamiętamy ją jako Zośkę w „Milionerze", Jadźkę w „Haśle”. W Teatrze Narodowym i Teatrze TV występuje często w rolach z repertuaru rosyjskiego i radzieckiego: Sasza w „Platonowie", Olga w „Trzech siostrach", Lidia Wasiliewna w „Domu z widokiem na pole".

★ ★ ★


Luźna sukienka i ciężkie, wysokie buty, włosy splecione w ciasny warkocz, kaszkiet. Niedbałość czy styl? Ma rzadki dar barwnego opowiadania o sobie, pracy, aktorach, o teatrze. Wszystko to podszyte czasem lekką złośliwością, częściej autoironią. Ale nawet w zabawnie opowiedzianej ploteczce wyczuć można dystans i jednocześnie wielką pasję kryjącą się za słowem „teatr".

- Aktorstwo to rodzaj deformacji psychicznej, ucieczka w fikcję, która wydaje się być lepsza od rzeczywistości. Zawsze chciałam ująć w ścisłe definicje związane z nim pojęcia, odpowiedzieć na pytania, kto to jest aktor, teatr, życie aktora? Nigdy mi się to nie udawało.

W bufecie teatralnym, mimo przedpołudniowej pory, robi się coraz ludniej.

- To właśnie tutaj, w bufecie, skupia się życie teatru. Siedzą, gadają, ale niech pan posłucha, o czym! O teatrze, o próbach nowej sztuki, o rolach? Nie. O życiu, o kłopotach, codziennych problemach. Można zapytać - gdzie są ci myślący o pracy, rozpracowującym nowe role, kombinujący, jak je zagrać? A przecież właśnie tu, na zawodowej scenie jest miejsce na ten ożywczy ferment, który wzniecają amatorzy. Teatr to takie miejsce, gdzie powinno się wchodzić z nadzieją. Z oczekiwaniem, że jeśli zrobi się krok zza kulis na scenę, w to miejsce, gdzie wszystko może się wydarzyć to rzeczywiście coś się wydarzy! Opowiadają, że Jacques Tati rozpoczął karierę w sposób niezwykły. Był maszynistą w teatrze, co wieczór, aż do znudzenia pociągał za sznury, zmieniając dekoracje. W jednej ze sztuk miał po strzale z pistoletu zrzucić pod nogi bohatera gołębia, a ten wręczał go ukochanej. Znudzony monotonią tej czynności, pewnego wieczoru zamiast gołębia zrzucił krowę. Takie „krowy" zdarzają się na szczęście i w naszym teatrze, nie zawsze jednak widoczne dla widzów.

Ewa Ziętek mieszka w Pruszkowie. Podobno najwięcej mówi o człowieku otoczenie, w którym żyje. Rozglądam się więc uważnie. Od stacji EKD nie jest daleko do domu. Idziemy ulicą wśród karłowatych drzew wyglądających trochę jak dekoracja teatralna: jeszcze nie ma zieleni.

- Nie zauważam przyrody. Nawet nie wiem, czy ją lubię. Wiem natomiast, że lubię koty wygrzewające się na tym daszku - wskazuje na stary dom porośnięty dzikim winem. W mieszkaniu nieład. Ogromny pokój i kuchnia. Sporo książek.

- Są okresy, gdy czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce, niemal bez przerwy. Potem często nie pamiętam ani wielu książek, ani autorów. Do niektórych muszę „dojrzeć" - kiedyś na przykład próbowałam czytać Kafkę, szło mi to z ogromnym trudem. A w rok potem przeczytałam wszystkie jego książki jednym tchem.


Wieczorem tego samego dnia - teatr. Ale zapowiadanego spektaklu nie będzie. Aktorka z zakręconymi włosami pojawia się w portierni.

- Nie gram dziś. Przepraszam, ale mnie nie zawiadomili. Podchwytuje spojrzenie rzucone ukradkiem na jej włosy.

- Wiem, wyglądam jak August Mocny. To specjalnie, do zdjęcia! Siedzimy w bufecie. Słucham teatralnych anegdot, wspomnień z okresu studiów.

- Zawsze trudno mi wyjść z teatru, a kiedy pracuję nad rolą, mogłabym tu sypiać, jadać, mieszkać. Żyję wtedy w ciągłym napięciu. Szukam koncepcji postaci, rozwiązań sytuacji. Wtedy naprawdę żyję.

Ale to wewnętrzne napięcie, skupienie przed wyjściem na scenę obserwuję także w którymś już z tylu wieczorów, kiedy grany jest „Platonow" Czechowa. Ewa Ziętek gra Saszę, żonę tytułowego bohatera. Denerwuje się w garderobie:

- Właściwie skąd pomysł rozmowy akurat ze mną? Czy to nie pomyłka? Co ja dotychczas zrobiłam takiego jako aktorka, co powiem nowego, ciekawego? Nawet jeśli rzeczywiście miałabym coś do powiedzenia, to wszystkie „genialne" myśli i sformułowania przyjdą mi na myśl jutro, czy nawet w chwilę po tym, gdy się z panem rozstanę. Tak jest ze mną zawsze, całe moje życie polega na ciągłych nieporozumieniach i niedomówieniach.

Za chwilę Sasza pojawia się na scenie. Początkowo jest to podekscytowana nowym otoczeniem dziewczyna. Potem, w miarę rozwoju spektaklu, pod wpływem bolesnych doświadczeń przeobraża się w dojrzałą kobietę. Piękna, przemyślana kreacja.

W parę dni później wita mnie dumnym oświadczeniem:

- Odmówiłam Wajdzie. Niezłe to brzmi?! Tak naprawdę, to bardzo żałuję, muszę jednak wyjechać akurat wtedy, gdy zaplanowane są zdjęcia. Za to dziś zrobiłam krok w kierunku zmiany - mam nadzieję mojego profilu jako aktorki filmowej. Zaproponowano mi rolę w „Lekcji pierwszej" Edwarda Żebrowskiego. Zanim jeszcze zdążyłam wysłuchać, o jaką rolę chodzi, uprzedziłam: służących, kucharek, pokojówek nie grywam! Okazało się, na szczęście, że chodzi o rolę chorego psychicznie. Skoro już o moich rolach mowa, to przyznam się, ze zawsze chciałam zagrać damę. Raz nawet, jeszcze w szkole teatralnej, dano mi taką szansę. Ale zanim skończyłam mówić pierwszą kwestię, zanim doszłam do partnera, wszyscy wili się już ze śmiechu. Pamiętam to dobrze do dzisiaj... A z partnerami też mam niemałe kłopoty - niektórzy czują się nie najlepiej, sięgając mi do ramienia...

Na ekranie oglądam Ewę Ziętek w filmie Konrada Nałęckiego „Wszyscy i nikt". Genowefa: rola bardzo dynamiczna, nakreślona jakby paroma mocnymi pociągnięciami pędzla. Każde jej pojawienie się na ekranie wnosi w senny nieco nastrój filmu ładunek żywiołowej radości życia.

A Tadeusz Konwicki w „Kalendarzu i klepsydrze" tak ją opisuje: „Na lotnisku spotkałem się z aktorką Ewą Ziętek, rosłą, prawie dwumetrową, kościstą dziewczyną". Gdy przypominam to zdanie, śmieje się:

- Tylko tych kości dziś nie ma!


Andrzej Wojnach