Na gorącym uczynku

Wyobraźmy sobie taką sytuacje: reżyser kreci trzy- lub czterogodzinny serial filmowy na temat głośnej afery kryminalnej. Gdy rzecz jest gotowa - nagle zmienia koncepcję: wybiera tylko niektóre nakręcone sceny, te najciekawsze, i montuje z nich 80-minutowy film fabularny. Efekt? Zmontowany w ten sposób film miałby zapewne znakomite epizody, ale jako całość byłby niezbyt zrozumiały. Może nawet nie wyjaśniałby podstawowej sprawy: kto zabił.

Antyki" robią w pierwszej chwili takie wrażenie, jak gdyby zostały zrealizowane wedle tej zasady. Jest to film sensacyjny, nawiązujący do autentycznych wydarzeń; opowiada o grupie ludzi, którzy nielegalnie wywozili z. Polski dzieła sztuki. Utrzymany jest w stylu dokumentalnym; odnosi się wrażenie, że został zrealizowany według oryginalnych protokołów sądowych. Wydawałoby się, że taki film powinien nade wszystko pokazywać najważniejsze fakty; że powinien ustalać związki między tymi faktami. I oto zaskoczenie: właśnie owych najważniejszych ustaleń w filmie nie ma. Odnosi się wrażenie, że realizatorzy bardziej interesują się tłem, atmosferą sprawy niż samą sprawą.

Nietrudno zgadnąć, że chodzi tu o świadomą koncepcję artystyczną; a raczej może - o pewne naturalne skłonności formalno-stylistyczne. Reżyser Krzysztof Wojciechowski był przez wiele lat dokumentalistą: realizował filmy, w których próbował pokazać rzeczywistość przychwyconą - jak to się mówi - na gorącym uczynku. W Antykach" powraca ten sam typ wyobraźni, ta sama technika narracji. Kręcąc film według przygotowanego scenariusza, z udziałem aktorów niezawodowych - Wojciechowski pracuje tak, jak gdyby realizował film dokumentalny. Stąd troska o to, by aktorzy niezawodowi zachowywali się najbardziej naturalnie. By sceny zbiorowe rozwijały się zgodnie ze swą własną logiką, własnym rytmem. Poszczególne epizody Antyków" zyskują dzięki temu pewną artystyczną autonomię; stają się jak gdyby minietiudami dokumentalnymi Odnosi się wrażenie, że Wojciechowski jest tak bardzo zachwycony swymi postaciami, iż zapomina o dramaturgii, logice, o idei przewodniej filmu.

Jest to oczywiście wrażenie mylne: Antyki” mają bardzo przemyślną, bardzo skomplikowaną ideę przewodnią. Tyle tylko, że nie jest ona w pełni identyczna z historią kryminalną, którą się tu opowiada.

W tym miejscu krotka dygresja. Jeszcze 15 lat tomu panowała w naszym kraju moda na nowoczesność. Prasa pisała entuzjastycznie o ludziach którzy wyrzucali na śmietnik stare, solidne meble; cytowało się pogardliwe wypowiedzi o secesji, o malarstwie akademickim epoki postromantycznej. Dziś wszystko się zmieniło: żyjemy w czasach, w których wszelkie relikty minionych epok gwałtownie zyskują na wartości. Efektem tej rewolucji są m.in. częstsze niż kiedyś kradzieże dzieł sztuki, afery przemytnicze itp. Ukazując jedną z tych afer realizatorzy filmu stwierdzają jednocześnie, że ów nieoczekiwany renesans staroci wyzwala w społeczeństwie różne emocje, różne postawy moralne.

Chcąc zrozumieć myśl przewodnią „Antyków" powinniśmy uważnie przypiec się postaciom występującym w filmie. Są tu przede wszystkim ludzie, którzy odnoszą się do dzieł dawnej sztuki z największym szacunkiem. Należą do tej grupy nade wszystko znawcy - zbieracze i konserwatorzy. Ci starsi panowie - poważni, kulturalni, siwowłosi - zdają się być emanacją swych własnych zbiorów. Chciałoby się powiedzieć: kapłani chroniący w swych domach skarby kultury narodowej.

A obok nich - ludzie, którzy do całej sprawy mają stosunek rzeczowy, bezceremonialny. Dla nich międzynarodowe zainteresowanie antykami jest przede wszystkim wielką koniunkturą handlową, toteż robią wszystko, by tę koniunkturę wykorzystać. To właśnie oni są inicjatorami afery przemytniczej. Sumując: mamy tu obrońców starej sztuki oraz tych, którzy na tej sztuce żerują. Nietrudno zgadnąć, po której stronie skupia się sympatia realizatorów.

Lecz oto zaskoczenie: w Antykach" pojawia się jeszcze inna, wcale pokaźna grupa osób. Chodzi przede wszystkim o ludzi skupionych wokół Polskiego Kabaretu Variete". Przypomnijmy: szef kabaretu, pan Kamiński, striptizerki, piosenkarki, poeci topiący tęsknoty w kieliszku wódki... Ich związek z aferą przemytniczą zdaje się być dość problematyczny. Mimo to realizatorzy filmu są nieubłagani: umieszczają tych ludzi w tym samym kręgu piekielnym, w którymi znaleźli się aferzyści-przemytnicy.

Czy słusznie? Wydaje się, że ta część wywodu odautorskiego może budzić wątpliwości. Nie tyle ze względów merytorycznych, ile raczej artystyczno-formalnych. Wojciechowski zestawia tu ludzi bardzo różnych, uprawiających odmienne procedery. Obok pospolitych przestępców - jest piosenkarka, śpiewająca głupawe kuplety na temat nasi za granicą". Obok niej - striptizerka, wykonująca numer strip-tease a la polonaise". Zaraz obok - diaboliczny pan Kamiński, prowadzący sex-show i powołujący się na autorytet Mickiewicza... Film sugeruje, że wszystkie te zjawiska moją wspólny mianownik. Można się z tym zgodzić: zapewne mają. Wydaje się tylko, ze należałoby ten wspólny mianownik nazwać. Może się bowiem okazać, że bez odautorskiego komentarza mysi przewodnia filmu okaże się nieczytelna.

Nasuwa się tu pewna refleksja: szkoda, że Wojciechowski nie sięgnął do rozwiązań narracyjnych, typowych dla filmu oświatowego. Ze wzorom Iluminacji" Zanussiego nie skorzystał z autorytetu naukowców, profesorów-ekspertów. Przypomnijmy na chwilę „Iluminację" i ową scenę, w której prof. Tatarkiewicz pointuje myśl przewodnią całego filmu... W Antykach" podobna scena mogłaby się pomieścić bez trudu, pretekst znalazłby się łatwo; chodzi przecież o film mający luźną strukturę dokumentalnej kroniki wypadków. Więc wyobraźmy sobie tylko: oto w filmie pojawia się na przykład prof. Antonina Kłoskowska, która mówi tekst zaczerpnięty z własnej książki: „Kultura poprzez swoje wzory i normy tworzy ramy, w których przebiega interakcja społeczna, to znaczy procesy wzajemnego oddziaływania ludzi. (...) Świadomość wspólności uznawanych wartości i norm zapewnia poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Dezintegracja kultury burzy lub przynajmniej narusza uporządkowany system społecznych odniesień. Dyskredytacja modeli, zachwianie norm, zatarcie wzorów pozbawia członków grupy busoli i pionu dążeń i działań. J. E. Durkheim określił taki stan społeczny mianem anomii. Jeśli obejmuje on całe społeczeństwo, może doprowadzić do jego całkowitej fizycznej zagłady.

Nie jest wykluczone, że uwagi prof. Kłoskowskiej mogłyby być kluczem do idei przewodniej całego filmu. Dyskredytacja norm i modeli kulturowych - to jest chyba ów wspólny mianownik, który łączy „grupę przemytniczą" z „grupą kabaretu-variete". Działalność tych ludzi, widziana w perspektywie czasowej, mogłaby doprowadzić do „stanu anomii". Chyba tak rozumieć należy finałową, dość ryzykowną pointę filmu: pewne tradycyjne motywy, identyfikowane zazwyczaj z kulturą polską (krajobraz wiejski z płaczącą wierzbą, obrazy Jana Matejki itp.) zostają tu zderzone z obrazami sex-shopów.

Tak oto dobrnęliśmy do uogólnień, stanowiących jak się zdaje główną myśl przewodnią filmu. Niestety: myśl ta nie została chyba w pełni wyartykułowana. Filmowi pozostaje więc inna, chciałoby się powiedzieć rezerwowa konkluzja. Oto w jednej z końcowych scen widzimy przemytnika, który - nie mogąc spieniężyć ukradzionego towaru za granicą, chyłkiem wyrzuca cenny obraz do kanału wodnego. Zaraz potem wielka sekwencja montażowa: wystawa sztuki polskiej w Paryżu. Matejko, Michałowski. Chopin. Elegancka publiczność zwiedza wystawę, gwardziści prezentują broń, dziennikarze błyskają fleszami. Wniosek: dzieła kultury narodowej mogą osiągnąć najwyższe godności; mogą się także stać ofiarą przetargów - i skończyć na wielkomiejskim śmietniku. Myśl wyrażona dosadnie, ale przecież nie pozbawiona racji.

Jan Olszewski

ANTYKI. Reżyseria: Krzysztof Wojciechowski. Wykonawcy: Leonard Mokicz, Januariusz Gościmski jr, Zbigniew Bartosiewicz, Bronisław Frankowski, Bohdan Węsierski i inni. Polska, 1978.