Szczególne wydarzenia

Sofia Loren i Marcello Mastroianni. Matka sześciorga dzieci, nieuczesana, w brudnym szlafroku, w rozdeptanych kapciach, w podartych pończochach na nogach spuchniętych od całodziennego krzątania się po domu i pederasta. Najpiękniejsza kobieta świata i wspaniały włoski kochanek w rolach stanowiących zaprzeczenie ich emploi. Toż to czysta perwersja. Ettore Scola, reżyser „Szczególnego dnia", opowiada nam bajeczkę, że obsadził obie gwiazdy w rolach anty-gwiazd, bo tylko gwiazdy mogły grać samą szarość i przeciętność tak wiarygodnie, że i amator by tego lepiej nie zrobił. Pies z kulawą nogą nie poszedłby na film, którego akcja dzieje się w murach jednej kamienicy, gdzie nikt nikogo nie goni i nie strzela, a jeszcze na dodatek występują nikomu nieznani aktorzy. Powiedzmy szczerze: jest to psychologiczny chwyt reżysera. Sofia Loren i Marcello Mastroianni z zupełnie oczywistych powodów odtwarzają postacie będące dokładnym przeciwieństwem większości ich ekranowych wcieleń. Uzyskują efekt taki mniej więcej, jak ten, który przeżywalibyśmy oglądając Brigitte Bardot w roli wiernej żony, Ingrid Bergman w roli tej, która się łajdaczy, albo Jamesa Stewarta, który niczym Sutherland w „Casanovie" walczy o championat w „ilości razy bez odpoczynku". Ettore Scola dobrze wiedział, że takie staranowanie kulturowego mitu - a gwiazda to określony kulturowy stereotyp - nagłe ukazanie go na wywrót, inaczej niż zawsze, wytwarza na widowni specyficzny klimat emocjonalny, podminowuje intrygę niecodziennością, niespodzianką. Tworzy się zatem coś, co jest szczególne, co w klimacie emocjonalnym fabuły wzmacnia, precyzuje, unaocznia szczególność owego szczególnego dnia. A dniem tym jest 8 maja 1938 roku, kiedy to na Via Dei Fori Imperiali cała społeczność Rzymu uczestniczy w wielkiej manifestacji i defiladzie zorganizowanej na cześć kanclerza III Rzeszy.

Tak więc szczególność zasygnalizowana w planie indywidualnym znajduje rozwinięcie w umiejscowieniu anegdoty w szczególnym momencie historycznym. Może jest zresztą odwrotnie, kolejność nie jest ważna. Tyle że to skrzyżowanie perspektywy indywidualnej i społecznej, fikcyjnej i historycznej znowu charakteryzuje się pewną szczególnością. Nie tylko nie następuje tu jakieś specjalne wzmocnienie, interferencja zdarzeń i wzajemne spotęgowanie doniosłości owych faktów, tylko coś przeciwnego: w planie indywidualnym dochodzi do totalnej kompromitacji założeń ideologii, której spektakularnym wykładnikiem jest właśnie, historycznie poświadczona, manifestacja mieszkańców wiecznego miasta i defilada sił zbrojnych imperialnych Włoch przed obliczem Adolfa Hitlera. Fabularna anegdota stanowi ironiczny komentarz do historycznych wydarzeń. Ironiczny i diagnostyczny zarazem.

Cały Rzym spieszy na defiladę. W ogromnej kamienicy pozostaje Antonietta, Gabriele i dozorczyni z radiem nastawionym na cały regulator. W sepiowej barwie podwórka-studni cały dzień będzie teraz dudnić wiernopoddańczy, patetyczny, bufonowato-śmieszny komentarz radiowej transmisji z tego historycznego momentu, pełen retorycznych odwołań do bohaterów antycznego Rzymu. Krytycy zwracają uwagę na zachowanie przez Scolę trzech jedności klasycznych: czasu, miejsca i akcji. Rzeczywiście nie wyjdziemy do końca filmu poza mury domu o barwie nagrobkowo-porcelanowej, pejzaż celowo przez realizatorów wygaszonych kolorów; cała akcja trwać będzie kilka godzin - tyle, ile manifestacja, a główne persony dramatu to właśnie Antonietta, Gabriele i ...radio. To ono relacjonuje wydarzenia, ono tworzy klimat wydarzeń, ono jest rzeczywistym i pełnoprawnym partnerem historycznego dziania się. Bo faszyzm - chciałoby się rzec - to idea narodowo-socjalistyczna plus możliwości propagandowego oddziaływania przez radio. Jak twierdzi McLuhan, telewizja nie dałaby takiego efektu - wodzowie Germanii i Italii, zachowujący się jak marionetki, zbyt byliby śmieszni, aby ktokolwiek im uwierzył.

Na razie jest jednak 8 maja 1938 roku. Włochy w euforii doczesnej szczęśliwości. Zlikwidowano bezrobocie. Całe społeczeństwo przebiera się w mundury, człowiek staje się podobny do człowieka. W jedności siła. A oto i Duce, który nadał nowy sens życiu tych milionów małych i zagubionych istot, tak niedawno miotanych kryzysami, anarchią. Kazał być dumnym z rzymskiej historii, bo każdy jest spadkobiercą Cezarów, ale pokazał także wspaniałą przyszłość, kiedy nad światem zapanuje czarny i brunatny faszyzm, splecione w bratnim uscisku. Radio zachłystuje się własnym optymizmem. A tymczasem Antonietta, zmordowana wyprawieniem sześciorga dorastających dzieci i męża na defiladę, kończy sprzątanie mieszkania, przysiada, pojadając resztki śniadania z kuchennego stołu. Wprawdzie nie wygląda na wilczycę - matkę Rzymian, jak oficjalnie propaganda traktuje wielodzietne matki, ale też do medalu Duce brakuje jej urodzenia jeszcze jednego dziecka. Poza tym - jako się rzekło - jest zmęczona, niewyspana, a na domiar złego uciekła jej z klatki ulubiona papuga. Goniąc za nią odkrywa w mieszkaniu naprzeciw Gabriele, który także nie poszedł na defiladę. I tu zaczyna się ostatnia szczególna sprawa, która wydarzyła się tego szczególnego dnia.

Antonietta, kobieta na swój sposob szczęśliwa u boku męża, niższego funkcjonariusza władz faszystowskich, podzielająca zdrowy męski światopogląd, że rolą matki jest rodzenie dzieci, wychowywanie ich w kulcie Duce, i w przekonaniu, że system faszystowski jest najlepszym ustrojem pod słońcem, Antonietta, która na makatce wyszywa podobiznę Duce, jedynego mężczyzny, którego poza mężem przystoi kochać włoskiej kobiecie, oważ Antonietta w mieszkaniu po drugiej stronie podwórka odkrywa człowieka, który wcale nie jest szczęśliwy, choć to taki szczególny dzień - jest wręcz nieszczęśliwy. Miły, sympatyczny i porządny, a okazuje się wrogiem faszyzmu. Gabriele, spiker radiowy wyrzucony z pracy za brak należytego entuzjazmu dla systemu, człowiek o odbiegających od normy skłonnościach seksualnych, swym smutkiem, delikatnością, innością od tego, co prezentuje z gruba ciosany mąż Antonietty, przyciąga ją do siebie, frapuje, działa na zmysły i wyobraźnię. Pod jego wpływem Antonietta po raz pierwszy w życiu zdobywa się na samodzielność myślenia, uświadamia sobie ze zgrozą, że obok oficjalnej tromtadracji, którą w filmie tak znakomicie symbolizuje radiowa relacja z defilady, blisko, może nawet drzwi w drzwi, znajdują się ludzie cierpiący, zepchnięci na margines, skazani na obóz, na banicję, na deportację, na przymusowy wyjazd z kraju. Ludzie jak ten sąsiad, ani lepsi, ani gorsi od reszty, tyle że inni.

Totalitaryzm - powiada Scola - funkcjonuje wtedy, kiedy wszyscy jednakowo myślą, mówią, a nawet odczuwają. Jakkolwiek zabrzmi to paradoksalnie, Antonietta zdradzając męża zdradza także Duce, kwestionuje cały system poglądów, w jaki stara się wyposażyć włoską kobietę faszystowska propaganda. Uścisk rzymskiej wilczycy i pederasty to ironiczny komentarz do propagandowego cyrku na Via Dei Fori Imperiali. I diagnoza zarazem. Faszyzm kończy się w tym momencie, kiedy zwykły człowiek zdobywa się na samodzielność życiowych wyborów. Szczególność owego dnia opisanego przez Scolę polega na tym, że pokazując społeczny triumf idei faszyzmu pokazał równocześnie narodziny indywidualnej niepodległości człowieka. Nawet największe natężenie zła nie jest w stanie przeszkodzić narodzinom dobra.

Czesław Dondziłło