Być sobą i grać. Iluminacje Antonietty

Przeżyła pewnej niedzieli roku 1938. Między ósmą rano a osiemnastą dojrzała, przejrzała na oczy, wydoroślała i znalazła kierunek i cel przyszłych tęsknot.

O tych godzinach babskiej iluminacji jest między innymi ten film, wybitny film Ettore Scoli „Szczególny dzień”. Dzień jest szczególny, bo jego ramy i tło wypełnia autentyczna historia z najbardziej dużego H. Do Rzymu brunatnych koszul, Rzymu Mussoliniego i hrabiego Ciano przyjechał oto z oficjalną wizytą kanclerz Hitler.

Kronika z r. 1938, autentyczne zdjęcia i komentarze otwierają ten film. Dokument przechodzi w fikcję w tym punkcie opowieści, w którym miasto czeka na niedzielną paradę: przegląd wojsk i broni dla uradowania brata - Führera.

Antonietta ma trzydzieści kilka lat, zmęczoną twarz, sześcioro dzieci i akurat - wcześnie rano - budzi swój dom, by cały - dzieci i mąż - in corpore udał się na zapowiedzianą defiladę.

Sama zostaje w domu.

Antonietta - zapracowana, zaniedbana, w szlafroczku w kwiatki, w kapciach filcowych. Pochylona nad zlewem, naczyniami, słaniem łóżek, garnkami, z podnieceniem nasłuchująca odgłosów defilady zza okna. Antonietta - zwykła mieszczka, zwykła Włoszka, zwykła kura domowa podziwiająca nabożnie Mussoliniego na koniu.

I Antonietta ładniejąca, odzyskująca kobiecość, kokieteryjna i ciekawa życia potem, kiedy pojawi się już ON - sąsiad z przeciwka.

Antonietta o wielu twarzach i jednej: wyrazistej, sugestywnej, pięknej twarzy Sofii Loren.

Sofia Loren jako Włoszka, która przeżywa przygodę nie tylko erotyczną pewnej niedzieli, historycznej niedzieli 1938 roku. Przygodę zresztą skończoną całkowicie, zamkniętą jak rozdział książki: w ostatnim kadrze ON (Mastroianni) znika z jej pola widzenia najdosłowniej (ucieczka? aresztowanie?).

Zostaje ta niedziela, to, co było powiedziane tej niedzieli, to, co było przeżyte, i jeszcze - książka: Trzej muszkieterowie.

Wiadomo, widz to czuje: będzie jej odtąd strzegła jak relikwii, będzie ją czytywała bez końca.

Antonietta, matka i żona o życiu bez uśmiechu, fantazji, liryzmu.

Antonietta - wiecznie spragniona, głodna inności, światła, ciepła, sensów czytelnych i prostych. Wspaniała Antonietta - myszka, która odkrywa nagle tęczę.

Nie dokonuje się to ani od razu, ani bezboleśnie.

On jest zaprzeczeniem dotychczasowych wyobrażeń o ideale mężczyzny: nie jest silny, wyrzucono go z pracy, przypisuje mu się „defetyzm antyfaszystowski”, na koniec okaże się, że choć potrafi dać kobiecie rozkosz, niewiele to dla niego znaczy.

Homoseksualista, słabeusz, obcy, inteligent - i Antonietta? Matka sześciorga dzieci, kobieta w rozczłapanych rannych pantoflach - gotująca, piorąca, nie najmłodsza?

Będzie go słuchała. Będzie go wypytywała. Będzie się nieustannie zdumiewała: że tak delikatnie można żyć, rozmawiać, że tak miękko da się roztrząsać o wszystkim, że siła nie zawsze równa się pięknu, że subtelność dopiero zniewala i fascynuje.

Wielka rola.

Zbudowana precyzyjnymi środkami, dojrzewająca, rosnąca w niuanse w miarę posuwania się akcji, znakomita rola dojrzałej aktorki.

Całkiem przypadkowo aktorka ta jest gwiazdą. Okazuje się - nie zawsze to dezawuuje kreację i sens roli. W przypadku Sofii Loren okazuje się nie po raz pierwszy.

Partneruje jej druga gwiazda - Marcello Mastroianni - i jemu także przytrafia się sukces prawdziwy. Rzetelny, aktorski, artystyczny sukces.

Antonietta z zaniedbaną fryzurą i rozchylającym się szlafrokiem ma w tym filmie godność i ciepło. Prawie nie uśmiechająca się, z inteligentnymi oczami, ze śladami wieloletniego znużenia i zmęczenia - ma w tym filmie wdzięk prawdziwej świeżości: kiedy doświadcza, dowiaduje się, poznaje, wyciąga wnioski i porównuje.

Jej mała, prywatna iluminacja w takt grzmiących z głośników „Giovinezzy” i „Deutschland, Deutschianduber alles”. Iluminacja, która umożliwi Antonietcie pomyślenie nie. Nie - na całe dotychczasowe życie, na propagandę z głośników, z ust męża. Antonietta w „Szczególnym dniu” jeszcze nie domyśla do końca swojego nie, jeszcze go nie formułuje.

Ale ono kiełkuje już. Upewniają o tym oczy Antonietty, smutno i z napięciem zza firanek śledzące odchodzącego kochanka.

Oczy zamykające ten film.

Oczy Loren. 

Teresa Krzemień