Klasy

Dwie wersje „Umarłej klasy": seans dramatyczny Tadeusza Kantora i film telewizyjny Andrzeja Wajdy. Sprawa inspiracji i zapisu? Z pewnością, przede wszystkim jednak dylemat etyczny.

Mówi Kantor: „Celem teatru jest tworzenie sytuacji. Przedmioty wyrażają stany emocjonalne. Aktorzy nie grają, nie przedstawiają, nie reprodukują; nie są naturalistyczni lub metaforyczni; budują postacie bez psychologii. Najpierw mieliśmy pewne formy. Forma, nie sztuka literacka, jest treścią. Oczywiście, bez literatury teatr przekształca się w pantomimę lub balet. Sztuka literacka jest tylko spoiwem... Teatr to realność sceny. Struktura autonomiczna”. Spoiwem „Umarłej klasy” jest „Tumor Mózgowicz” Witkacego. A sam spektakl? Strzępy wspomnień. Patetyczne i liryczne, rubaszne i groteskowe. Osobliwy tren.

Jakieś miejsce, ławki, książki, manekiny, staruszkowie. Klasa. Dzieciństwo i starość. Narodziny i śmierć. Wyjście z nicości, wejście do nicości. Dźwięk wyolbrzymiony, takty walca „Francois” Karasińskiego, urywki dialogów często asemantycznych, figuratywne pozy i ruch. Sen i jawa, wspomnienia prawdziwe, niby prawdziwe, nieprawdziwe. Czas zatrzymany, zepchnięty na boczny tor. A w tym obrazie, na tej scenie, wśród manekinów i ludzi - Kantor.

Echa czegoś znanego, wysupłanego z pamięci kultury. Rysunków i prozy Brunona Schulza. Przestrzeni-klatek z obrazów Kazimierza Mikulskiego. „Umiejscowienia”, jak były „ukrzesłowione” postacie z płócien Andrzeja Wróblewskiego. Żywy aktor i martwa postać, żywa twarz i martwa maska: przenikania jak w „Wyrazach” i „Penetracjach” Marii Jaremy. Świat somnambuliczny i zdziecinniały, nie jak w „Krucjacie dzieci” Witolda Wojtkiewicza, ale przecież... Ciąg skojarzeń takich czy innych.

W „Dialogu” (nr 2/77) rozmowa Konstantego Puzyny, Tadeusza Różewicza i Andrzeja Wajdy o „Umarłej klasie”. Cytaty z wypowiedzi Wajdy: „Nagle wchodzę do piwnicy, do Krzysztoforów, i tu czuję się wolny, swobodny, wszystko tu jest możliwe. Jak zawsze w spotkaniu z wielkim dziełem sztuki świat nagle wraca do normy. Ogarniam go ze zdziwieniem, akceptuję i rozumiem... Postanowiłem sfilmować... Ważne, aby coś zrobić dla kogoś drugiego... zachwycił mnie Kantor”.

„Umarła klasa” sfilmowana przez Wajdę. Kantor, malarz i praktyk teatralny, ustawił przedstawienie do widza nieruchomego; w filmie ruch kamery i montaż zmieniają perspektywę spektaklu, zmieniają formę i treść. Na scenie Kantor jest jakby osobą prywatną, czymś w rodzaju niemego chóru greckiego, także animatora i arki przymierza między widzem a aktorem, wreszcie kreatorem w świecie przez siebie kreowanym. Wajda bierze go co pewien czas na zbliżenie; wyolbrzymia, równocześnie upupia, w każdym razie zmienia relację i sens obecności. Trzy razy wyprowadził akcję z teatru: scena w uliczce-korytarzu, na wzgórzu i w rynku w Kazimierzu Dolnym. Sceny jakże wajdowskie, ale jakże obce spektaklowi Kantora. Wreszcie - film jest monochromatycznie patetyczny, gdy przedstawienie pulsuje różnymi nastrojami, ma swój szczególny humor.

Nie chodzi mi o to co lepsze. Chodzi o to, że film Wajdy, mimo pozoru zapisu, jest zupełnie czym innym. Dotykamy delikatnej sprawy etycznej. Kino karmi się często innymi sztukami, przeważnie literaturą. To przecież Wajda ekranizował „Popiół i diament", „Popioły”, „Wesele”, „Ziemię obiecaną". Ale jakkolwiek miały się te ekranizacje do pierwowzorów, pozostały książki - samodzielne i trwałe fakty kulturowe. Przedstawienie Kantora nie jest sztuką do powtórzenia przez kogo innego. Zdarzenie jednorazowe. „Umarła klasa” to tylko Kantor, to tylko jego zespół, to tylko jego przedstawienie.

„Umarła klasa” to także summa artystyczna Kantora, zarazem zalążek przyszłej legendy. Tej, która powstałaby z ludzkiej pamięci, recenzji, fotografii. Jak było w przypadku commedii dell'arte; nie zachował się żaden jej zapis, ale żyje w tradycjach kultury, jej odpryski trafiły do literatury, teatru, cyrku, kina. Spektakl Kantora jest niepowtarzalny i przemijalny. Zamiast legendy zachowa się zapis Wajdy, film Wajdy; zachowa się coś, co fałszywie zastąpi sztukę Kantora.

Wajda działał w zachwycie, ale postąpił brutalnie. Nie naruszył praw autorskich, środowiskowych kodeksów, miał nawet placet Kantora, który nie zdawał sobie sprawy, że kino jest niekiedy rekinem dla innych sztuk. Chciał przedłużyć żywot „Umarłej klasy”, w istocie - skrócił; chciał oddać cześć Kantorowi, w istocie - zepchnął go i sam się podstawił. Subtelny problem etyczny, bo chodzi o ochronę czegoś niechronionego o wkraczanie w cudze i bezbronne strefy twórczości.

Aleksander Ledóchowski