Stylizacja i deformacja filmowego stroju

Filmy kostiumowo-historyczne stanowią niewątpliwie do dziś jedną z największych atrakcji ekranu w widowiskowym sensie. Poza samą akcją i jej perypetiami, poza aktorami gra w takich filmach barwny przepych stroju, stylowego, architektonicznego tła — wszystko to, co stanowi plastyczną oprawę utworu sztuki filmowej. Jednakże w jeszcze niezbyt dawnych czasach na ekranie panował zupełny zamęt i pomieszanie stylów epok, jeśli szło o strój historyczny. Zdarzały się wypadki, że działający w epoce renesansu bohaterowie walili się nawzajem napoleońskimi pałaszami w scenach pojedynkowych, że odwrotnie, na balach osiemnastowiecznych damy miewały na sobie suknie z poprzedniego stulecia.

Czasy te należą dziś na ogół do przeszłości.

Dziś film kostiumowo-historyczny idzie dwiema drogami, gdy rozwiązuje zagadnienie stroju. Pierwszą z nich jest autentyzacja, oparta na szczegółowych kostiumologicznych, muzealnych i historyczno kulturalnych badaniach. Olbrzymia gałąź wiedzy historyczno-artystycznej — kostiumologia — przychodzi tu z pomocą w postaciach doskonałych znawców, jak Boehn, Barbier, Smirnowa i w. in.

Autentyzacja, polegająca na wiernym aż do najdrobniejszych szczegółów odtwarzaniu strojów i rekwizytów, cechuje przede wszystkim radzieckie filmy historyczno-kostiumowe. Mamy tu aż do pietyzmu posuniętą dbałość, gdy chodzi o rozpracowanie nie tylko ogólnych zarysów kostiumowej sylwetki, ale nawet szczegółów ornamentacji, haftów, wszelkiego zdobnictwa kostiumowego. Bardzo rzadko w filmach radzieckich memy do czynienia ze stylizacją, z uproszczeniem stroju na rzecz efektowności sylwetki ogólnej, niezgodnie z prawda historyczną.

Nieco inaczej przedstawia się kostiumowy styl w kinematografii angielskiej. Tu na przykładzie szekspirowskich filmów Oliviera można mówić o stylizacji, ale bardzo charakterystycznej, polegającej na celowym prymitywizowaniu dekoracyjnego tła i niektórych rekwizytów, z jednoczesnym zachowaniem szczegółów charakteryzacji i kostiumu, gdy idzie o postaci działające. A w „Makbecie" Orsona Wellesa zaobserwować można było to samo zjawisko. Stylizacja, nie przekraczająca wierności stylu epoki, nie łamie granic filmowego realizmu. Realizm ten ze szczególnym pietyzmem zachowany jest w filmach, osnutych na kanwie utworów dickensowskich (szczególnie w „Wielkich nadziejach").

Inaczej w filmach amerykańskich.

Tu już trudno mówić o stylizacji, jako że najczęściej zamiast niej występuje najzupełniej celowa i zamierzona deformacja historycznej ścisłości stroju na rzecz „twarzowości" i rzekomej fotogeniczności. 

Deformacja ta idzie zresztą w kilku kierunkach naraz i nie czyni większego zamętu w świadomości widza kinowego na temat stylów epoki, niż oglądane na ekranie dziwolągi w rodzaju dam z epoki wiktoriańskiej w uczesaniach bardzo dzisiejszych, w pantofelkach ostatniej mody. Innym znów razem gonitwa za egzotyzmem prowadzi do całkowitych nonsensów kostiumowych. Nierzadkie są filmy rzekomo historyczne, w których dziwnym cudem zbiega się ze sobą kilka stuleci w strojach i rynsztunkach. Przykładem takiego typu jest chociażby oglądany niedawno „Dzwonnik z Notre Dame". Poszukiwanie dziwacznej egzotyki prowadzi niejednokrotnie znacznie dalej; widzieliśmy szlachtę polską w strojach węgierskich i carskich oficerów rosyjskich w mundurach przypominających coś pośredniego pomiędzy woźnymi paryskich music-hallów, a strojami gwardii przybocznej władcy Beludżystanu.

Strój na ekranie jest ważnym czynnikiem w całości widowiska kostiumowo-historycznego. Prawie tak samo, jak autentyzacja rysów znanych bohaterów przeszłych, ale nie zapomnianych epok.

L. KALTENBERGH